niedziela, 25 maja 2014

Zjednoczona Europa - wzniosła idea czy nierealna mrzonka?

Oto trwają wybory do Parlamentu Unii Europejskiej – ponadnarodowej wspólnoty, która zrzesza 28 krajów spośród tych, które leżą w Europie. Nie pierwsza i zapewne nie ostatnia próba zjednoczenia Europy jako jednego organizmu politycznego i gospodarczego. Czas więc wspomnieć o tym, jak przebiegały dotychczasowe próby stworzenia jednolitego organizmu polityczno-gospodarczego w Europie.

Pierwszym przejawem uniwersalizmu europejskiego był niewątpliwie starożytny Rzym, który przyjmował różne ustroje państwowe (królestwo, republika, a na końcu cesarstwo z różnymi odmianami). Państwo to, powstałe w 753 roku przed naszą erą, obejmowało swoim terytorium współczesną Portugalię, Hiszpanię, Francję, dużą część Anglii, Włochy, państwa bałkańskie, Azję Mniejszą oraz północne wybrzeża Afryki. Państwo rzymskie było doskonale zorganizowane – sprawnie funkcjonowała administracja, świetnie utrzymana sieć dróg zapewniała łatwość komunikacji i transportu, a bardzo dobrze wyszkolona i wyposażona armia zapewniała pokój i bezpieczeństwo. Jednakże, na przełomie naszej ery Cesarstwo Rzymskie zaczęło chylić się ku upadkowi. Anarchia, nieudolni lub szaleni władcy, bunty legionów i najazdy plemion germańskich przyczyniły się do zniszczenia Cesarstwa Zachodniorzymskiego w 476 roku naszej ery. Tym samym, ta część Imperium Rzymskiego przetrwała nieco ponad 1200 lat. Sporo dłużej przetrwało Imperium Bizantyjskie, bo jego upadek nastąpił dopiero w 1453 roku, czyli niemal tysiąc lat później.
Otton III
 Kolejną próbą zjednoczenia Europy było państwo Franków. Obejmowało swoim zasięgiem obszar dzisiejszej Francji, krajów Beneluksu, zachodnich Niemiec oraz Włoch. W 800 roku król Karol Wielki otrzymał tytuł cesarza. Jednakże, władcy tego państwa borykali się z trudnościami administracyjnymi, co doprowadziło już w 843 roku, w wyniku Traktatu z Verdun, do rozpadu Cesarstwa Franków.

Wysiłki dążące do zjednoczenia Europy dążyli również cesarze niemiecki na przełomie IX i X wieku, zwłaszcza Otton III. Wyszedł on z ideą zjednoczenia państw europejskich pod zwierzchnictwem cesarza niemieckiego. Każde z tych państw miało być rządzone przez niezależnych władców, którzy prowadziliby wspólną politykę i nie wszczynaliby wojen między sobą. Tym samym, była to próba autentycznego zjednoczenia Europy, której władcy współpracowaliby ze sobą, a nie w wyniku podboju całego kontynentu.

Tak na dobrą sprawę, na kolejną próbę zjednoczenia Europy trzeba było poczekać aż do przełomu XVIII i XIX wieku, choć lepiej powiedzieć, że chodziło tu bardziej o podbój całej Europy. W tym czasie Napoleon Bonaparte, francuski dowódca wojskowy, a później cesarz Francuzów, znacząco przemodelował polityczny kształt Europy. Podbijając dużą część kontynentu rozszerzał terytorium Francji bądź tworzył sieć państw zależnych od Francji. Blokada kontynentalna wymierzona przeciwko Anglii była swego rodzaju wspólnym działaniem rynkowym. Jednakże, była to krótkotrwałą sytuacja, która została radykalnie zmieniona już w 1815 roku podczas obrad kongresu wiedeńskiego.

Trudno to określić jako próbę zjednoczenie Europy, ale warto pamiętać o tym, że nazistowskie Niemcy również próbowały stworzyć jedno państwo na kontynencie europejskim. Ze względu jednak na założenia ideologiczne, przewagę aliantów i błędy strategiczne, działania nazistów były właściwie skazane na porażkę. Pomimo podbicia państw Beneluksu oraz dużych obszarów Polski i Francji, a później pozostałej części Polski oraz większości europejskiej części Rosji, państwo nazistowskie przetrwało tylko do 1945 roku, kiedy to zostało opanowane przez aliantów.

Przełomową próbą zjednoczenia Europy wydaje się być Unia Europejska. Doświadczenie II wojny światowej przyczyniło się podjęcia wzmożonych działań na rzecz zjednoczonej Europy. W 1951 roku stworzono Europejską Wspólnotę Węgla i Stali, której członkami były Francja, Włochy, Republika Federalna Niemiec, Belgia, Holandia i Luksemburg. Sześć lat później, na bazie EWWiS powstała Europejska Wspólnota Gospodarcza, początkowo tworzona przez sygnatariuszy EWWiS. Z czasem EWG rozwijała się, a w wyniku przyjęcia Traktatu z Maastricht stała się Wspólnotą Europejską. Aktualnie, członkami Unii Europejskiej jest 28 spośród krajów europejskich. Jednakże, z oceną tej wspólny trzeba poczekać, bo jej dalsze losy nie są jeszcze znane. Nie wiadomo bowiem, czy w niedługim czasie Unia Europejska rozpadnie się czy współpraca między tymi krajami rozwinie i pogłębi się.

Można zapewne znaleźć w historii naszego kontynentu również inne próby zjednoczenia Europy, ale nie przyniosły znaczących rezultatów.

niedziela, 11 maja 2014

Czego uczy nas Kryzys Ukraiński?

Kryzys na Ukrainie w ostatnich dniach znowu przybrał na sile, więc coraz częściej pada pytanie, co dalej się wydarzy, i dlaczego państwa zachodnie nie reagują z właściwą wydawałoby się siłą na zaistniałą sytuację.

Jeśli chodzi o przyszłość, raczej wolałbym się nie wypowiadać z bardzo prostej przyczyny – istnieje cały szereg możliwych scenariuszy, które mogą się wydarzyć. Od skrajnie optymistycznego, który zakłada, że Rosja ugnie się pod presją państw zachodnich i zwróci Ukrainie zagarnięte tereny (na to akurat chyba nikt nie liczy), aż po ten najbardziej pesymistyczny, który opiera się na założeniu, że Rosja będzie w najbliższych latach kawałek po kawałku rozbierać Ukrainę, a później zajmie się małymi państwami nadbałtyckimi (Estonią, Litwą i Łotwą), a może pójdzie jeszcze dalej, co zapewne przeistoczy się w wojnę w Europie Środkowo-Wschodniej, która i nas nie ominie. Która z tych opcji jest najbardziej prawdopodobna? Trudno to określić, ale jestem przekonany, że sztaby wojskowe wszystkich krajów zaangażowanych w tę sytuację (i kilku innych bacznie obserwujących rozwój wypadków na Ukrainie) ma przygotowane odpowiednie scenariusze działania na każdą z tych możliwości.

Choć snucie domysłów w takich sytuacjach jest niewątpliwie interesujące, o wiele ciekawsze z historycznego punktu widzenia jest pytanie o to, dlaczego kraje Europy Zachodniej nie reagują na kryzys ukraiński w bardziej konkretny sposób. Trzeba bowiem pamiętać, że historia to nie tylko bitwy i wojny, ale przede wszystkim struktura, która jest równie złożona jak złożone są zależności między poszczególnymi narodami i krajami. Wśród elementów składających się na historię należy zwracać także uwagę na kulturę, gospodarkę,ekonomię, stosunki międzynarodowe, wpływ przyrody na życie człowieka i dostępną technologię. To wszystko wpływa bowiem na to, jakie są podejmowane przez przywódców decyzje w różnych sprawach.

Kryzys ukraiński i stosunkowo niemrawa reakcja Europy Zachodniej na działania Rosji to bardzo klarowny przykład na to, że powiązania polityczne i ekonomiczne są bardzo często o wiele silniejszym motorem działań niż względy humanitarne czy zwykłe argumenty zdroworozsądkowe. Z punktu widzenia przeciętnego Kowalskiego może się wydawać, że skoro Półwysep Krymski został przekazany Ukrainie przez Rosję w sposób legalny, to jest to terytorium państwa ukraińskiego, podobnie jak obwody, w których prowadzone są fikcyjne referenda, w ramach których społeczeństwo lokalne ma zadecydować o oderwaniu tych obszarów od Ukrainy. A skoro tak, to żadne inne państwo nie ma prawa naruszać tych terytoriów (jak poprzez aneksję Krymu) ani inspirować żadnych działań, które mają na celu naruszenie integralności terytorialnej Ukrainy (jak to ma miejsce w Ługańsku i Doniecku).

Wydaje się być rzeczą oczywistą, że w takiej sytuacja opinia międzynarodowa powinna niezwłocznie zareagować poprzez natychmiastowe wprowadzenie szerokich sankcji ekonomicznych i politycznych, a nawet wysłać wojska w sporny rejon, by wspomóc armię ukraińską w obronie kraju, który de facto jest zagarniany przez Rosję, nawet jeśli groziłoby to wybuchem wojny. Taka decyzja wydaje się być podyktowana koniecznością, zwłaszcza po tymczasowym przetrzymywaniu obserwatorów OBWE przez separatystów, co można potraktować jako swoisty akt agresji przeciwko obywatelom państw, z których pochodzili.

Jednakże, sprawa jest o wiele bardziej skomplikowana niż to się może wydawać z punktu widzenia przeciętnego obywatela Polski czy jakiegokolwiek innego kraju w Europie Środkowej. Poza ograniczonymi sankcjami gospodarczymi, tylko Stany Zjednoczone zdecydowały się na przysłanie nielicznych oddziałów do Polski, a NATO wzmocniło służbę patrolową w regionie z wykorzystaniem samolotów Układu. To jednak tylko gesty, które póki co nie dają Rosji odczuć poważnych konsekwencji. Dlaczego tak się dzieje?

O takim a nie innym stosunku państw zachodnich do działań Rosji decydują przede wszystkim pieniądze. Przedsiębiorstwa niemieckie prowadzą olbrzymie inwestycje w Rosji. Wartość tych inwestycji sięga milionów euro. W ramach rozwoju swojej floty wojskowej, Rosja złożyła spore zamówienie w stoczniach francuskich. Naprawdę ostra reakcja tych państw na działania Rosji to ryzyko zerwania współpracy gospodarczej i utraty wielomilionowych kontraktów. Co prawda, również gospodarka rosyjska ucierpiałaby na tym bardzo mocno (może nawet bardziej niż pozostałych krajów europejskich), ale odbiłoby się to poważnie na gospodarce państw europejskich. Przywódcy tych krajów nie chcą ryzykować pojawienia się trudności ekonomicznych, ponieważ nie przysporzyłoby to im popularności we własnych krajach.

Mało kto chce również narażać się na skutki ewentualnej wojny, która może wybuchnąć w przypadku bezpośredniej ingerencji państw trzecich w kryzys na Ukrainie. To zawsze wiąże się z ofiarami zarówno wśród żołnierzy, jak i wśród ludności cywilnej, a ponadto prowadzi do zniszczeń w infrastrukturze, co znowuż ma bardzo zły wpływ na gospodarkę. Takie rozwiązanie stanowi więc ostateczność z punktu widzenia państw zachodnich, pomimo oczywistości tego, że Ukraina pozostawiona sama sobie nie poradzi sobie z kryzysem politycznym, za którym stoi Rosja.

Jaki wniosek dla historyka płynie z sytuacji na Ukrainie? Każda sytuacja ma swoje przyczyny, z których nie wszystkie są tak oczywiste, jak się to może wydawać. Osoba, która interesuje się historią czy wydarzeniami aktualnymi, musi zdawać sobie sprawę z tego, że im silniejsze są różnego rodzaju zależności między poszczególnymi krajami, tym bardziej skomplikowana jest analiza danej sytuacji. Zazwyczaj trzeba ją rozpatrywać w szerszej perspektywie, a nie koncentrować się na jednej czy dwóch przyczynach. To istotny element pracy nie tylko profesjonalnego historyka, ale i każdego amatora historii.

sobota, 3 maja 2014

Konstytucja 3 Maja - chcieliśmy dobrze, a wyszło jak zwykle

Obchodzimy dziś Święto Konstytucji 3 Maja. Dla wielu zapewne pozostaje to jedynie dobrym pretekstem do niczym nieskrępowanego wypoczynku (w końcu święto państwowe, a i Święto Pracy przypada dwa dni wcześniej, więc przy dobrym układzie i odrobinie kombinowania można mieć dziewięć dni wolnego), ale warto nieco się pomęczyć, by przypomnieć sobie rolę tego dokumentu w naszej historii oraz okoliczności jego powstania.

3 maja 1791 roku to dzień, w którym Sejm Czteroletni uchwalił wspomnianą ustawę, ale jednocześnie moment w niezwykle trudnym okresie w historii naszego państwa. Niecałe dwadzieścia lat wcześniej dokonano I rozbioru Polski, a mocarstwa zaborskie (Prusy, Rosja, Austria) podzieliły się zdobytym kosztem naszego kraju terytorium. Choć wtedy nie zdawano sobie z tego sprawy, uchwalenie Konstytucji 3 Maja przyczyniło się do całkowitego upadku Polski, ponieważ sprowokowało carską Rosję do podjęcia działuań przeciwko reformom, które próbowano wprowadzić w Polsce.

A były to nie byle jakie zmiany. Przyjęta przez skonfederowany sejm (nie obowiązywało na nim prawo do zgłoszenia liberum veto – sprzeciwu, który zrywał obrady sejmu i unieważniał wszystkie jego postanowienia, nawet jeśli zgłoszony został przez jednego posła) ustanawiała Rzeczpospolitą Obojga Narodów monarchią dziedziczną, a także usuwała prawo do zgłaszania liberum veto, odbierała prawo głosu szlachcie gołocie (najbiedniejszym szlachcicom, którzy nie posiadali żadnego majątku i często byli klientami bogatych magnatów, ale mimo to zachowywali prawo do głosowania na sejmach), zrównywała w prawach mieszczan i szlachtę, a chłopów oddawała pod opiekę państwa. Wprowadzono również trójpodział władzy (władza ustawodawcza, władza wykonawcza oraz władza sądownicza), zaś ustawy przygotowywane przez króla musiały mieć kontrasygnatę jednego z ministrów rządu. Władzę ustawodawczą przeniesiono z sejmików szlacheckich do obradującego w Warszawie sejmu.

Były to bardzo radykalne rozwiązania, wzorowane częściowo na Konstytucji Stanów Zjednoczonych (uchwalonej zaledwie kilka lat wcześniej – Konstytucja 3 Maja była drugim tego typu dokumentem na całym świecie, właśnie po Konstytucji Stanów Zjednoczonych). Jednakże, autorzy tej ustawy dostrzegli fakt, że liberum veto paraliżowało rządy państwem i wstrzymywało niezbędne do właściwego rozwoju państwa reformy. Przygotowywane w dalszej kolejności rozporządzenia i inne akty prawne wprowadzały rozwiązania precyzujące zapisy w Konstytucji 3 Maja i umożliwiające jej realizację.

Spotkało się to jednak z silnym oporem części szlachciców, którzy nie chcieli oddać posiadanej przez nich władzy. Niektórzy działali ze swojej własnej inicjatywy, bo po prostu przyzwyczaili się do posiadania szerokich przywilejów należących tylko do szlachty, ale inni sprzeciwili się wprowadzanym zmianom z inspiracji agentów państw zaborców, których władcy doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że reformy, których wyrazem była Konstytucja 3 Maja, były dużym krokiem do wzmocnienia Polski. Oczywiście, nie leżało to w ich interesie, gdyż silne państwo polskie stanowiłoby dla nich poważny problem. Z politycznego punktu widzenia ich działania były jak najbardziej rozsądne, gdyż z historii wiemy, że 15 lat później wystąpił przeciwko całej Europie Napoleon, a Polacy stanowili trzon oddziałów zagranicznych, które wspierały jego działania przeciwko zaborcom. Gdyby istniała w owym czasie niepodległa Polska, byłaby ona naturalnym sprzymierzeńcem Francji, co dawałoby mu dodatkową przewagę.

W rezultacie, z inicjatywy Rosji, część szlachty Polskiej zawiązało konfederację targowicką, która skierowana była przeciwko wprowadzanym przez Stanisława Augusta Poniatowskiego i jego zwolenników zmianom. Jednym z podstawowych zarzutów stawianych królowi Polski było to, że łamiąc pacta conventa zerwał umowę z narodem przez co stracił prawo do tronu. W rezultacie, wybuchła wojna między zwolennikami reform a „betonem” szlacheckim, który wspierany był głównie przez wojska rosyjskie. Pomimo stawianego oporu, walka była właściwie z góry przegrana, ze względu na dużą przewagę liczebną przeciwnika i większe doświadczenie wojska rosyjskiego. Król Stanisław August Poniatowski poddał się 23 lipca 1792 roku przystępując do konfederacji targowickiej. Tym samym, planowane reformy zostały zaprzepaszczone, a kraj okrojony o kolejne obszary przejęte przez Rosję i Prusy. Niedługo potem nastąpił kolejny rozbiór Polski i nasza Ojczyzna zniknęła z mapa świata na 123 lata.

Stanisław August Poniatowski

                                                                                              Źródło: Wikipedia

Jak zatem ocenić Konstytucję 3 Maja? Z perspektywy czasu trzeba przyznać, że był to ogromny wysiłek zmierzający we właściwym kierunku, ale mocno spóźniony. O ile? Trudno powiedzieć, ale jeszcze za czasów króla Jana III Sobieskiego, Rzeczpospolita Obojga Narodów była jednym z najpotężniejszych państw w tej części Europy. Nasze wojska były w stanie przełamać moc armii tureckiej, która była bardzo bliska pokonania innej potęgi ówczesnej Europy – Austrii. Zwycięstwo to było dowodem naszej potęgi, a także niewątpliwie wzmocniło naszą pozycję na arenie politycznej Europy, zwłaszcza pod względem prestiżu. Ponadto, jeden z przyszłych zaborców był nam zobowiązany, więc zapewne nie wmieszałby się w wewnętrzne sprawy Polski, a nasze państwo było jeszcze dość silne, by oprzeć się ingerencji Prus i Rosji (mogłoby zresztą zostać wsparte przez Austrię). Był to więc najlepszy moment, by wprowadzić niezbędne reformy, bo sąsiedzi nie byliby wtedy w stanie przeszkodzić w procesie uzdrawiania państwa. W momencie, gdy próbowano wprowadzić zmiany, nasza Ojczyzna była zbyt słaba, żeby móc przeciwstawić się zaborcom, którzy nie chcieli silnej Polski.

Trzeba jednak pamiętać, że my wiemy to, czego nie wiedzieli nasi przodkowie, bo my już znamy wydarzenia, które miały miejsce na długo po nich. Dla nich był to jedyny słuszny krok, choć zapewne jakieś przebłyski wątpliwości mieli. O ile jednak je mieli, o tyle ważniejsze było dla nich spróbować z nadzieją, że uda się coś zmienić, niż patrzyć, jak Polska powoli dogorywa. Choć nasze wnioski bywają całkowicie błędne bądź też odmienne od siebie, nawet jeśli posiadamy te same informacje, ale jestem przekonany, że w zaistniałej sytuacji rozbiory Polski były nieuniknione. Prędzej czy później okazałoby się, że nie jesteśmy dłużej potrzebni, a próby reform tylko przyspieszyły tę decyzję sąsiednich państw, które usunęły nasze państwo z mapy świata.