sobota, 25 stycznia 2014

Historia alternatywna – brak rozbiorów Polski



Kilka dni temu, na profilu „Na tropie Historii” na ask.me (http://www.ask.fm/natropiehistorii) zapytano mnie o to, co by było, gdyby nie było rozbiorów Polski. Odpowiedziałem wtedy, że być może Polska byłaby mocarstwem ogólnoświatowym i obiecałem omówić ten wątek nieco szerzej w ramach wpisu na blogu. Tak oto zrodził się poniższy wpis. Jest to nieco dłuższa historia niż zwykle, więc przygotujcie się na kilka minut czytania :)

Zacznijmy więc od przyczyn rozbiorów Polski. Niewątpliwie było ich kilka. Zwróćmy najpierw uwagę na przyczyny wewnętrzne. Trzeba zacząć od ustroju Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Była to monarchia elekcyjna, w której władca wybierany był przez ogół szlachty. Jednakże, z powodu rozwarstwienia majątkowego szlachty, był to system mało efektywny. Bardzo często wybierany był bowiem król, który odpowiadał potrzebom najpotężniejszego w danej chwili rodu magnackiego. Magnaci, będąc najbogatszą grupą szlachecką, posiadali ogromne wpływy. Bardzo często wybierani byli na najważniejsze stanowiska w państwie (hetmani, senatorowie, marszałkowie). Tworzyli również stronnictwa, które skupiały ich zwolenników, zwłaszcza spośród drobnej szlachty, która w zamian za kreski (głosy na sejmie) otrzymywała opiekę od możniejszego członka stanu. Był to system klientalny, w którym patroni (bogaci i wpływowi magnaci) opiekowali się klientami (biedniejsza szlachta), oczekując od nich bezwzględnego poparcia. Stanowiło to wypaczenie demokracji szlacheckiej, przypominające bardziej system feudalny niż demokratyczny, ale sorry, taki mieliśmy wówczas klimat polityczny.

Co więcej, konstytucja nihil novi (łac. nic nowego) uchwalona w 1505 roku zabraniała królowi podejmowanie decyzji bez zgody szlachty, za wyjątkiem spraw dotyczących Żydów, lenn, górnictwa, miast królewskich i chłopów z ziem królewskich. Wzmacniało to znacząco pozycję szlachty w procesie podejmowania decyzji o wadze państwowej, a w połączeniu z prawem do zgłoszenia liberum veto (łac. wolne, nie pozwalam), które zrywało obrady całego sejmu i unieważniało jego uchwały, nawet jeżeli zgłosił je tylko jeden poseł, prowadziło często do postępującego paraliżu i osłabienia polskiego państwa. Doskonałym przykładem tego są niewykorzystane zwycięstwa przeciwko kozakom czy Szwedom, gdyż szlachta nie zgadzała się na uchwalenie lub utrzymanie podatków, które byłyby przeznaczone na utrzymanie zawodowego wojska i kontynuowanie wojen. Co więcej, elekcyjni władcy pochodzący z innych państw często przedkładali swoje prywatne interesy nad dobro rządzonego przez nich kraju. Na przykład, decyzje Zygmunta III Waza, który starał się odzyskać tron szwedzki, doprowadziły do wyniszczających wojen ze Szwecją.

W rezultacie, ówczesne państwo polskie stało się niemal bezradne wobec ingerencji potężniejszych sąsiadów. Te zaś korzystały z istniejącej szansy jak mogły. Szwecja zabrała Polsce część Inflant w 1630 roku. Na mocy rozejmu andruszowskiego z 1667 roku, Rosja odebrała Polsce lewobrzeżną Ukrainę. W XVIII wieku, Rosja narzuciła Polsce protektorat, jawnie wtrącając się w wewnętrzne sprawy naszej Ojczyzny. W rezultacie, została ona rozszarpana przez Rosję, Prusy i Austrię w trzech etapach – I rozbiorze w 1772 roku, II rozbiorze w 1792 roku i III rozbiorze w 1795 roku. Był to, z punktu widzenia zaborców, naturalny tok działania, gdyż osłabione w wyniku wewnętrznych problemów państwo jest znacznie łatwiejszym celem ataku niż silne państwo, zwłaszcza o takim potencjale ludnościowym jak Polska przed rozbiorami.

Od lat istnieje spór, które z tych przyczyn są najważniejsze. Ja uważam, że wszystkie były równie ważne, a jedne wynikały z drugich. Osłabiona od wewnątrz Polska została zniszczona przez zewnętrzne siły, ale i te ingerowały w sprawy Polski, często prowokując bunty szlachty lub wymuszając decyzje, które prowadziły do pogłębienia paraliżu państwa.

Czy można było uniknąć rozbiorów? Po fakcie łatwo jest oceniać, ale uważam, że tak. Gdyby ustrój Polski dawał większą swobodę działania władcom lub też szlachta przedkładała interesy Ojczyzny ponad własne, dostrzegając, że silne państwo byłoby i dla nich korzystne w dłuższej perspektywie czasu, można byłoby uniknąć osłabienia Polski. Nasze państwo było jednym z najsilniejszych graczy w Europie jeszcze w drugiej połowie XVI wieku. Sto pięćdziesiąt lat po śmierci króla Zygmunta II Augusta, stało się marionetką w rękach innych państw. Trudno więc nie dostrzec wpływu ambicji szlachty i manipulacji sąsiadów na losy Polski. Gdyby tego uniknięto, Polska byłaby bardzo silnym i trudnym do pokonania państwem.

Poza tym, warto przyjrzeć się sytuacji na arenie międzynarodowej. W zaledwie dwa lata po zniknięciu Polski z mapy świata, Napoleon Bonaparte zaczął święcić triumfy we Włoszech. W 1799 został obrany I konsulem, a w 1804 cesarzem Francuzów. Na przestrzeni kolejnych 10 lat od objęcia władzy we Francji jako cesarz, odnosił liczne zwycięstwa nad armiami Prus, Austrii, Rosji, czyli zaborców Polski, i innych sprzymierzonych z nimi państw. Wymusił wiele zmian i podporządkował sobie większość istniejących wówczas krajów Europy. Utworzył również Księstwo Polskie, które przetrwało do 1815 roku. Gdyby Napoleon żył i dokonał tego, co zrobił, pięćdziesiąt lat wcześniej, Polska zapewne sprzymierzyłaby się z Francją i uniknęła swego smutnego losu. Ewentualnie, gdyby nie katastrofalna w skutkach kampania Bonapartego przeciwko Rosji carskiej, udałoby się zachować Księstwo Polskie i być może rozszerzyć jego granice do rozmiarów Polski sprzed rozbiorów i przywrócić naszemu państwu jego dawną świetność.

Inną opcją pozwalającą na uniknięcie rozbiorów byłaby zgoda Zygmunta III Wazy na to, by Władysław Waza przeszedł na prawosławie i został carem Rosji. Taką propozycję złożyli bojarowie rosyjscy, gdy polskie wojska zajęły Moskwę, ale Zygmunt III Waza zażądał tronu dla siebie. Gdyby została ona przyjęta, a dynastia rządziłaby Rosją mądrze przez kolejne pokolenia, nie tylko zagrożenie z jej strony zostałoby zniwelowane, ale zdobylibyśmy cennego sojusznika. Krótko mówiąc, przy odrobinie rozsądku i szczęścia, nikt w Europie nie mógłby nawet pomarzyć o tym, by nam podskoczyć.

Co by było, gdyby dało się uniknąć rozbiorów?

Sprawnie rządzone państwo o takich rozmiarach, jak Polska, byłoby niewątpliwie jedną z największych potęg Europy lub świata. Nie chcę tutaj szafować konkretnymi wizjami możliwych scenariuszy, gdyż jest ich bardzo wiele. Można jednak przypuszczać, że w przypadku pozytywnego układu sojuszy politycznych i mądrych decyzji władców Polski, zdobylibyśmy tereny dawnych Prus Książęcych (których zresztą nie należało oddawać w lenno Albrechtowi Hohenzollernowi, tylko inkorporować do obszaru Polski, jak to zostało uczynione z obszarem Prus Królewskich) oraz Inflanty. Co więcej, myślę, że moglibyśmy się też pokusić o podbój małych państewek w Prusach, zwłaszcza, gdybyśmy dogadali się z Cesarstwem Austriackim, które również borykało się z wewnętrznymi problemami. Posiadając silna flotę, moglibyśmy uzyskać dominację na Morzu Bałtyckim i kontrolować szlaki handlowe, które się na nim znajdowały. W ten sposób wzmocniłaby się gospodarka Polski, a być może udałoby się zdobyć również tereny Skandynawii, gdyż Szwecja była już jedynie cieniem dawnej siebie, zaś Dania i Norwegia nie były szczególnie groźnymi przeciwnikami.

Jako jedna europejskich potęg decydowalibyśmy o ważnych sprawach politycznych w całej Europie lub nawet na całym świecie. Jeśli nawet odbyłoby się coś na kształt kongresu wiedeńskiego, to my rozdawalibyśmy na nim karty i moglibyśmy sporo ugrać dla siebie. Możliwe też, że udałoby się uniknąć zamieszania związanego z powstającymi w połowie XIX ruchami narodowymi, o ile tylko Wielka Rzeczpospolita byłaby tolerancyjnym państwem.

Również pod względem gospodarczym, Polska mogłaby się swobodnie rozwijać. Z historii wiemy, że po odzyskaniu niepodległości w 1918 roku, istniały kolosalne różnice choćby w rozwoju infrastruktury na byłych ziemiach poszczególnych zaborów. W dawnym zaborze pruski, bardzo dobrze rozwinięty był przemysł i infrastruktura transportowa (koleje i drogi). W zaborze austriackim był gorzej, ale wciąż sensownie, choć o tych ziemiach sarkastycznie mówiono jako o Królestwie Golicji i Głodomerii (złośliwa parodia oficjalnej nazwy – Królestwo Galicji i Lodomerii). Najgorsza sytuacja pod tym względem była w zaborze rosyjskim. Gdyby nie rozbiory, obszary te rozwijałyby się w miarę równomiernie, na ile oczywiście pozwalałyby lokalne zasoby, a na pewno zadbano by o dobre połączenia drogowe i kolejowe.

Co do bardziej odległych w czasie skutków, jak choćby kwestii I wojny światowej, wolałbym się nie wypowiadać. Im dłuższa bowiem perspektywa czasu, tym więcej zmiennych w chodzi w grę. Wystarczyłoby de facto kilku nieudolnych władców bądź jakiś większy bunt szlachty lub wojska, by największa nawet potęga legła w gruzach. Poza tym, rozwój sytuacji politycznej w Europie mógłby okazać się niekorzystny dla nas, a tym samym moglibyśmy zachować niezależność i umocnić nieco naszą pozycję na arenie międzynarodowej, ale wcale nie musielibyśmy stać się mocarstwem. Żeby przedstawić w sensowny sposób alternatywny scenariusz historii, trzeba by tak naprawdę napisać całą książkę, a i tak przecież poruszyłoby się jedynie jedną z wielu możliwości.

Podsumowując, ja byłbym raczej umiarkowanym optymistą, jeśli chodzi o losy naszego państwa, gdyby uniknęło ono rozbiorów. Przy założeniu wzmocnienia wewnętrznego i usprawnienia administracji, miałoby ono duże szanse na przetrwanie w niezmienionym stanie do dnia dzisiejszego. Uważam, że bylibyśmy we współczesnych nam czasach o wiele ważniejszym partnerem w rozmowach międzynarodowych i mielibyśmy większy wpływ na to, co dzieje się dzisiaj. Z drugiej strony, należy pamiętać o tym, że zmiana jednego ważnego wydarzenia z przeszłości miałaby kolosalny wpływ na sytuację w całym regionie lub nawet na całym świecie. Przecież, jako silne państwo, moglibyśmy w sojuszu z cesarstwem austriackim wyprawić się na Turcję, a później zdobyć zachodnią część Imperium Rosyjskiego. Ono, osłabione przez wojnę z nami, mogłoby zostać wchłonięte przez Chiny, które zdominowałyby wtedy Azję. To zaś doprowadziłoby do całkiem innej rzeczywistości niż ta, którą znamy w naszej linii czasu. Ale to jest właśnie urok gdybania. Można sobie wyobrazić zupełnie inną mapę polityczną świata i zastanawiać się, jakby potoczyły się w takiej sytuacji losy świata. Z drugiej strony, marzenia o Wielkiej Rzeczpospolitej to co najwyżej przyjemny sen, bo musiałoby się stać coś naprawdę niesłychanego, by w pokojowy sposób udało się włączyć teren innego państwa do Polski, a wojna bez ingerencji sił międzynarodowych wydaje się być niemożliwa i w najlepszym wypadku doprowadziłaby do izolacji Polski na arenie międzynarodowej. 

Poniższa mapa pochodzi z serwisu "Wielka Rzeczpospolita" (http://www.wielkarzeczpospolita.net/modul.php?akcja=info&pokaz=mapapolski). Wszystkie obszary zaznaczone na czerwono to tereny posiadane przez fikcyjną Wielką Rzeczpospolitą w 2064 roku. To tak à propos optymizmu w pisaniu alternatywnych scenariuszy historycznych :)

http://www.wielkarzeczpospolita.net/img/mapa_big.jpg

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz