poniedziałek, 6 stycznia 2014

Rycerze - między literaturą a prawdą



Gdy myślimy o rycerzach, pierwsze skojarzenie, które przychodzi nam do głowy, to odważni, silni ludzie we wspaniałych zbrojach. Szlachetność, honor, odwaga, służba innym, wprawność w boju, wierność wzniosłym ideałom. Walka na turniejach rycerskich dla dam serca, które często darzone były przez swych rycerzy miłością platoniczną, która nigdy nie mogła się ziścić. Splendor i chwała zdobywane w wielkich bitwach i w czasie turniejów. Posądzenie o tchórzostwo było najgorszym oskarżeniem z punktu widzenia rycerza, a to prowadziło często do bezsensownych ze strategicznego punktu widzenia decyzji, które w wielu wypadkach kończyły się śmiercią rycerza. Również hojność stanowiła element kultury rycerskiej, gdyż oczekiwano jej od osoby szlachetnie urodzonej, a ludzie zależni od rycerza potrzebowali jego hojności. Rycerz był zawsze wierny swojemu seniorowi i służył mu mieczem i radą.

Zawisza Czarny, Roland, król Artur i wiele innych historycznych, lecz często na poły legendarnych, postaci ucieleśnia te ideały. Iluż z nas marzyło o tym, by zostać rycerzami i móc choć przez chwilę powalczyć w turnieju, ciesząc się należną chwałą i uwielbieniem tłumu?

Piękna to wizja, ale jak to zwykle bywa, dosyć błędna. Powstała głównie pod wpływem literatury średniowiecznej, jak choćby „Pieśni o Rolandzie” czy legend arturiańskich, które sławiły odważnych rycerzy i nie oddawały złożoności życia rycerza. Były bowiem, tak na dobrą sprawę, narzędziami rozrywkowymi i propagandowymi, które miały umilić czas ówczesnym wyższym sferom, a jednocześnie zadbać o ich wizerunek wśród innych warstw ludności, o ile ich członkowie potrafili czytać, oraz innych narodów. Przedstawiały więc ideał rycerza, podkreślając jego najlepsze cechy, ale zazwyczaj pomijając ciemną stronę życia rycerstwa. Nawet antybohater „Pieśni o Rolandzie” jest tak na dobrą sprawę postacią drugorzędną, a uwaga czytelnika koncentruje się na Rolandzie i jego towarzyszach.

A jak to wyglądało w rzeczywistości? Jak to mówi jedno ze współczesnych nam powiedzeń, „W teorii, między teorią a praktyką różnice nie ma. Natomiast w praktyce…”. No właśnie, rzeczywistość nie była tak piękna i barwna, jak to wyglądało w eposach rycerskich.

W pierwszej kolejności, trzeba pamiętać, że zbroje zbrojami, ale i tak łatwo było zginąć. Co prawda, nie tak często jak na filmach, bo tam rodzi się pytanie, po co komu były zbroje, jak szeregowy wojownik czy rycerz ginął od pierwszego uderzenia, ale nawet w czasie turniejów można było zejść w szybkim tempie. Sam upadek z konia kończył się poturbowaniem. Nieznany z imienia Anglik, pojedynkując się z Jakubem z Kobylan, próbował zagrać nieczysto, ale w rezultacie wyleciał z siodła i połamał się lądując na ziemi.

Inną kwestią jest także fakt, że nie wszyscy rycerze byli tak szlachetni, jak nam się wydaje. Zdarzało się, że napadali i grabili kościoły, nie dotrzymywali ślubów, łupili przejeżdżających w pobliżu ludzi, a turnieje wielu z nich traktowało jako okazję do dorobienia się majątku. Zwycięzcy przysługiwało prawo zabrania zbroi pokonanego przeciwnika, a ta była często bardzo cenna. Słowo „raubritter” to określenie rycerza-bandyty, który nie przestrzegał kodeksu rycerskiego. Raubritterzy wcale nie byli rzadkim przypadkiem. Co prawda, większość z nas kojarzyć raczej będzie formacje z XVII czy XVIII wieku, jak choćby lisowczyków, które wsławiły się tym, że w przypadku zaległości z żołdem dokonywały grabieży na swoim szlaku. Takie zachowania nie były jednak typowe tylko dla czasów późniejszych, lecz miały miejsce już w średniowieczu, w postaci rycerzy-bandytów.

A co z ideałami? Co z obroną wiary chrześcijańskiej? Też niewiele z tego pozostało, zwłaszcza w późnym średniowieczu. Zakony rycerskie? Owszem, początkowo chroniły pielgrzymów w Ziemi Świętej, ale potem Krzyżacy dokonali „nawrócenia” pogan w Prusach i stworzyli tam państwo zakonne, atakując także Polskę, która była przecież państwem chrześcijańskim, a templariusze dochrapali się całkiem sporego majątku, pożyczając pieniądze na procent. Wyprawy krzyżowe? Owszem były, ale przecież w czasie IV krucjaty krzyżowcy zaatakowali i splądrowali Konstantynopol, a i sama wyprawa była pełna konfliktów, gdyż duża część rycerstwa, która sprzeciwiała się atakowi na chrześcijańskie państwo, starała się na własną rękę dotrzeć do Palestyny.

Damy serca? Owszem były, ale niczym niezwykłym nie było to, że rycerz bił swoją żonę. Złamany nos u żon rycerzy był powszechnym widokiem, a bicie kobiet do krwi chlebem codziennym. Żona była poniekąd służącą dla męża i miała zajmować się domem, a że rycerz był przez dużą część roku poza domem, zdarzało się, że na czas nieobecności zakładał żonie tak zwany pas cnoty. Za zdradę, kobiecie groziła nawet kara śmierci, a mężczyźnie łagodne kary. Damy serca stanowiły więc raczej wyjątek od reguły i próbę ukrycia faktycznego stosunku rycerzy do kobiet.

Wychodzi na to, że rycerstwo nie było tak nieskazitelne, jak chciało to ukazać. Już współcześni im mieszczanie i chłopi mieli swoje żale do rycerstwa. Ale też żadna warstwa społeczna nigdy nie była ideałem. Rycerze pozostają jednak głęboko zakorzenionym elementem baśni i legend, w których są odważnymi i wspaniałymi wojownikami, zawsze walczącymi w słusznej sprawie, w obronie wdów, sierot i pokrzywdzonych. A literatura zwykle ubarwia rzeczywistość, często pomijając niewygodne fakty. Ale dzięki niej, rycerz i określenie „rycerski” wciąż budzą pozytywne skojarzenie. I dobrze, bo przecież brakuje nam rycerzy-ideałów, których wspominamy w opowieściach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz