Jedną z nieodłącznych rzeczy, które kojarzą się nam z
rycerstwem, są niewątpliwie turnieje. Bardzo chętnie prezentowane były w
różnorodnych filmach związanych ze średniowieczem, czy to opowiadających o
tamtych czasach czy utrzymanych w konwencji high fantasty. Wiele współczesnych
pokazów rycerskich nosi nazwę turnieju rycerskiego, choć nie zawsze są
faktycznymi turniejami, przynajmniej z punktu widzenia widzów, a nie
uczestniczących w nim odtwórców.
Oprócz uczt i łowów, turnieje rycerskie były chyba najpopularniejszą
formą rozrywki rycerstwa. Ich korzenie sięgają XI – XII wieku, gdyż tytuł
„baron” oznacza człowieka wolnego, który jednocześnie potrafił sobie tę wolność
zagwarantować, czyli potrafił się bronić. Pierwsze wzmianki o turniejach
pojawiają się w 1062 roku, a od tego czasu turnieje bardzo szybko stały
niezwykle popularne wśród rycerstwa, dla którego rzemiosło wojenne stanowiło
chleb powszedni. Jedną z przyczyn popularności turniejów rycerskich było
wprowadzenie przez Kościół Pax et Treuga Dei, czyli Pokoju Bożego. Było to
swego rodzaju konwencja pokojowa, która zabraniała działań zbrojnych w
określonych dniach tygodnia, a także przez niektóre okresy roku ( na przykład
Wielki Post ).
Jeśli nie wojna, to co? Jak rozładować agresję, która była
naturalnym elementem ówczesnej kultury rycerskiej? No właśnie, organizując
turnieje, na których można się nieco wyżyć. Co prawda, Kościół początkowo nie
popierał idei turniejów i kilka soborów potępiało te praktyki, a ich
uczestnikom groziły ekskomuniką, ale wielkiego wrażenia to nie robiło. Dlaczego
i w ogóle, o co poszło? Najkrócej mówiąc – o pieniądze. Jedną z zasad turniejów
był dokonanie wykupu pokonanych i ujętych rycerzy. Ponadto, zwycięzca miał
prawo zabrać zbroję przeciwnikowi, a te kosztowały nie mało. Początkowo też
dojeżdżano na turnieje we własnym zakresie W rezultacie, pieniądze i dobra,
które wcześniej trafiały w formie jałmużny do Kościoła, wydawane były na mniej
zbożny cel. Poza tym, z turniejami wiązały się także huczne parady i sute
uczty, które były uznawane przez kapłanów za niemoralne. I wreszcie, turnieje
organizowane pod patronatem władców czy samych rycerze były zasadniczo
zarezerwowane tylko dla rycerzy, ale szybko pojawiła się otoczka dla
pospólstwa, czyli liczne kramy i okazje do przepuszczenia paru groszy. Coś jak
dzisiejsze odpusty parafialne, prawda?
W XI i XII wieku, turnieje były niezwykle intratnym
interesem. Ubogi, acz zdolny rycerz mógł szybko dorobić się majątku. Wilhelm
Marszałek i Roger z Gaugi, w przeciągu 10 miesięcy pokonali 103 rycerzy i
zdobyli za nich ogromny okup, w myśl wspomnianego wcześniej zwyczaju. W
późniejszych czasach, wraz z ewolucją typowo turniejowego ekwipunku, który był
niesamowicie drogi, nawet w porównaniu do zwykłego „sprzętu” rycerskiego,
turnieje stały się raczej sposobnością do pokazania się dla najbogatszych i
najważniejszych rodzin rycerskich. Poza tym, z czasem zaczęto walczyć w dużo
większym stopniu dla prestiżu niż dla pieniędzy, a nagrody stały się czysto
symboliczne.
Turnieje były więc swego rodzaju sportem, który służył
rozładowaniu energii i agresji rycerstwa. Był to jednak sport wyjątkowo
niebezpieczny. W formie turnieju, która zapewne najbardziej nam się zakorzeniła
w wyobraźni ( gdy dwóch rycerzy z kopiami naciera na siebie jadąc na koniach ),
przegrana kończyła się upadkiem na ziemię. Nawet zbroja nie chroniła przed
obrażeniami, a może to właśnie z jej powodu, i łatwo było się połamać. Ale są
też znane przypadki zadeptania rycerzy przez walczące bandy ( grupy rycerzy konnych i wojowników pieszych ), które brały
udział w béhourd. Innym zagrożeniem było uduszenie się kurzem, który był
wzniecany przez takie bandy, które
liczyły nieraz kilkaset osób każda. Zdarzały się też wypadki konstrukcyjne,
czyli rozpadające się trybuny. W ich wyniku ginęło lub odnosiło rany wiele
osób, najczęściej postronnych widzów – dam dworu czy możnowładców. Przykładem
niech będzie turniej w Darmstadt w 1403 roku, kiedy zginęło 26 rycerzy.
Istniało wiele rodzajów turniejów, a każda cechowała się
nieco innymi zasadami. Wspomniałem już o turniejach typu béhourd, które
właściwie były regularnymi bitwami, oraz o turniejach typu joust, które wydają
się być najbardziej zgodne z powszechnymi wyobrażeniami. W nich bowiem dwóch
rycerzy na koniach nacierało na siebie, celując w przeciwnika kopią. Celem było
zrzucenie przeciwnika z konia, a jeśli po kilku starciach nie było
rozstrzygnięcia, rycerze zsiadali z wierzchowców i kończyli pojedynek bronią
obuchową lub sieczną. Walka toczyła się wtedy do utraty broni, powalenia
przeciwnika lub gdy jeden z rycerzy nie był w stanie dalej walczyć.
Inną jeszcze formą turnieju był turnei ( od francuskiego
tournant – zawracać ku sobie po ataku ), który brała nieco elementów béhourd
oraz joust. Dwie drużyny, zazwyczaj liczące od 20 do 40 rycerzy każda, toczyły
walkę na ograniczonym placu. Zwyciężała ta drużyna, która zdołała wysadzić z
siodła większą liczbę przeciwników.
Ważną rolę odgrywała także heraldyka, czyli ( w skrócie
rzecz biorąc ) herby rycerskie. W walce, zwłaszcza grupowych, gdy wszyscy
uczestnicy byli w zbrojach i hełmach, nie sposób było rozpoznać uczestników.
Choć istniały rodowe zawołania, to krzyk jednego rycerza natychmiast był
zagłuszany szczękiem oręża, tętentem koni i ogólnym harmiderem panującym na
polu walki. Dzięki odpowiednim herbom, łatwiej było rozpoznać przeciwnika.
Doprowadziło to do pojawienia się heroldów i innych specjalistów, którzy
potrafili rozeznać się w pogmatwanym świecie herbów i koneksji rodzinnych.
Tak naprawdę, turnieje rycerskie to bardzo obszerny temat, a
ten wpis to jedynie najbardziej ogólny zarys tego zagadnienia. Organizowane były także turnieje miejskie, do których mieli dostęp mieszczanie, a i o tym można by pisać naprawdę dużo. Jeśli chcecie dowiedzieć
nieco więcej o turniejach, zachęcam do zapoznania się z książką „Turnieje
rycerskie. Sport szlachetnych”, autorstwa Tomasza Szajewskiego. Inną wartą
uwagi pozycją jest książka pod tytułem „Turniej rycerski w królestwie polskim w
późnym Średniowieczu i Renesansie na tle europejskim”, którą napisał Bogdan
Brzustowicz. Możecie przeczytać także „Tajemnice rycerzy. Życie codzienne
śląskich feudałów” autorstwa Szymona Wrzesińskiego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz