środa, 29 stycznia 2014

Zarys wojen napoleońskich



Przeskakujemy teraz w okres nieco późniejszy niż średniowiecze. Tym razem trafiamy w okres wojen napoleońskich, o których wspomniałem w poprzednim wpisie tematycznym. Ponieważ to temat wdzięczny, pewnie pojawi się kilka wpisów o nim. Dziś czas na krótki zarys wojen napoleońskich.

Szereg wojen napoleońskich, zwanych coraz częściej wojnami koalicji, zaczął się w 1799 roku (według niektórych historyków w 1803 roku, a wcześniejsze wojny dotyczą jeszcze rewolucji francuskiej) i trwał do 1815 roku, kiedy to Francja przegrała bitwę pod Waterloo, a Napoleon został ostatecznie zesłany na wyspę świętej Heleny. Do wyprawy na Rosję carską, niemal wszystkie toczone przez Francję wojny były zwycięskie dla niej. Armia francuska pod wodzą Napoleon i jego podwładnych wygrała wiele bitew przeciwko połączonym armiom kolejnych koalicji, których trzon tworzyły oddziały pruskie, austriackie, rosyjskie i angielskie, choć wspierane były także przez siły Szwecji czy pomniejszych państewek niemieckich.

Stoczone w owym czasie zostały liczne bitwy. Spośród nich najbardziej znane to bitwa pod Ulm(1805), bitwa pod Trafalgarem (1806), bitwa pod Austerlitz (1806), bitwa Aurstedt (1806), bitwa nad Jeną (1806), bitwa pod Frydlandem (1807), bitwa pod Somosierrą (1808), Bitwa pod Aspern (1809), bitwa pod Borodino (1809), bitwa nad Berezyną (1812), bitwa pod Lipskiem (1813, znana też jako bitwa narodów), bitwa pod Waterloo (1815).

Trzeba też pamiętać o blokadzie kontynentalnej, którą w 1806 roku wprowadził Bonaparte. Wymusił na większości państw europejskich wprowadzenie zakazu handlu z Anglią, by osłabić ją w ten sposób. Jednakże, część państw wyłamała się i mimo wszystko nadal handlowała z Anglią, gdyż blokada kontynentalna niekorzystnie odbijała się na gospodarce państw Europy kontynentalnej.

W wyniku zwycięskich wojen, Napoleon na kilkanaście lat przeobraził mapę polityczną całej kontynentalnej Europy. W latach 1806 – 1813 istniał Związek Reński, który składał się z terytoriów wielu drobnych państewek niemieckich. Stanowił on instrument służący utrzymaniu hegemonii francuskiej na terenach wchodzących w skład dawnego Świętego Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego. Co więcej, na podbitych terytoriach Napoleon Bonaparte wzmacniał swoją władzę poprzez wybór takich kandydatów na tron danego kraju, którzy pochodzili z jego rodziny bądź byli jego zaufanymi współpracownikami. W latach 1807 – 1815 istniało Księstwo Warszawskie, które stanowiło formalnie niepodległe państwo będące swoistą nagrodą dla Polaków. Służyło jednak jako bufor między terenami podległymi Francji a Rosją carską, o czym nieco więcej napiszę w jednym z kolejnych wpisów. Księstwo Warszawskie składało się z części ziem zaboru rosyjskiego, a dzięki wygranej wojnie przeciw Austriakom zostało poszerzone w 1809 o część zaboru austriackiego. Liczne bitwy to także ogromne ofiary w ludziach. Wojny napoleońskie kosztowały życie setek tysięcy żołnierzy oraz ludności cywilnej.

Kongres wiedeński, który odbył się w 1815 roku z inicjatywy państw ostatniej koalicji antyfrancuskiej, przywrócił dawny ład, wprowadzając jednocześnie pewne zmiany na mapie Europy kontynentalne sprzed czasów wojen napoleońskich. Państwa zostały przywrócone do poprzednich granic, a we wszystkich krajach, w których Napoleon obsadził swoich współpracowników jako władców, przywrócono dawne rody królewskie. W miejsce nieistniejącego już od dwóch lat Związku Reńskiego powstał Związek Niemiecki, który służył jako narzędzie utrzymywania hegemonii Cesarstwa Austriackiego w krajach niemieckich. Na części terenów Księstwa Warszawskiego utworzone Królestwo Polskie (znane także jako Kongresówka lub Królestwo Kongresowe, ze względu na utworzenie go w czasie kongresu wiedeńskiego), które było niepodległe w latach 1815 – 1832, chociaż władane przez cara rosyjskiego, który jednocześnie nosił tytuł króla Polski. W latach 1832 – 1874 Królestwo Warszawskie funkcjonowało jako autonomiczna prowincja Imperium Rosyjskiego, zaś od 1874 roku do końca I wojny światowej było pozbawione wszelkiej autonomii, stanowiąc część Rosji jako Kraj Przywiślański. O szczegółach dotyczących przebiegu i decyzji podjętych na kongresie wiedeńskim mowa będzie w jednym z kolejnych wpisów.

Jednakże, działalność Bonapartego i jego zwycięstwa przyniosły także trwałe skutki. Na podbitych terytoriach, Bonaparte wprowadzał opracowany przez siebie kodeks cywilny, który regulował stosunki między obywatelami danego kraju. Dzieło to okazało się być niezwykle trwałe, gdyż po kongresie wiedeńskim, większość krajów europejskich wprowadziła kodeks prawa cywilnego wzorowany na kodeksie Napoleona lub wręcz dokładnie taki sam. Stworzyło to podwaliny do znanego nam współcześnie prawa. Wojny napoleońskie przyczyniły się także w pewnym stopniu także do rozbudzenia aspiracji narodowych wśród narodów wchodzących w skład poszczególnych państw.

niedziela, 26 stycznia 2014

Wyniki konkursu "Wszystkie drogi prowadzą do Rzymu"

Wczoraj w nocy zakończył się konkurs "Wszystkie drogi prowadzą do Rzymu". Jego zwycięzcą okazał się Michał Barnaś, który udzielił największej liczby poprawnych odpowiedzi. Do jego rąk trafią na dniach trzy książki autorstwa Bartłomieja Misińca - "Pretorianin", "Gladiatorzy i piraci" oraz "Centurion Proximus". Gratulacje!

Będzie jeszcze niejedna okazja, by wygrać równie cenne nagrody. Najbliższa już niedługo, gdyż w ostatnim tygodniu lutego ogłoszony zostanie kolejny konkurs!

sobota, 25 stycznia 2014

Historia alternatywna – brak rozbiorów Polski



Kilka dni temu, na profilu „Na tropie Historii” na ask.me (http://www.ask.fm/natropiehistorii) zapytano mnie o to, co by było, gdyby nie było rozbiorów Polski. Odpowiedziałem wtedy, że być może Polska byłaby mocarstwem ogólnoświatowym i obiecałem omówić ten wątek nieco szerzej w ramach wpisu na blogu. Tak oto zrodził się poniższy wpis. Jest to nieco dłuższa historia niż zwykle, więc przygotujcie się na kilka minut czytania :)

Zacznijmy więc od przyczyn rozbiorów Polski. Niewątpliwie było ich kilka. Zwróćmy najpierw uwagę na przyczyny wewnętrzne. Trzeba zacząć od ustroju Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Była to monarchia elekcyjna, w której władca wybierany był przez ogół szlachty. Jednakże, z powodu rozwarstwienia majątkowego szlachty, był to system mało efektywny. Bardzo często wybierany był bowiem król, który odpowiadał potrzebom najpotężniejszego w danej chwili rodu magnackiego. Magnaci, będąc najbogatszą grupą szlachecką, posiadali ogromne wpływy. Bardzo często wybierani byli na najważniejsze stanowiska w państwie (hetmani, senatorowie, marszałkowie). Tworzyli również stronnictwa, które skupiały ich zwolenników, zwłaszcza spośród drobnej szlachty, która w zamian za kreski (głosy na sejmie) otrzymywała opiekę od możniejszego członka stanu. Był to system klientalny, w którym patroni (bogaci i wpływowi magnaci) opiekowali się klientami (biedniejsza szlachta), oczekując od nich bezwzględnego poparcia. Stanowiło to wypaczenie demokracji szlacheckiej, przypominające bardziej system feudalny niż demokratyczny, ale sorry, taki mieliśmy wówczas klimat polityczny.

Co więcej, konstytucja nihil novi (łac. nic nowego) uchwalona w 1505 roku zabraniała królowi podejmowanie decyzji bez zgody szlachty, za wyjątkiem spraw dotyczących Żydów, lenn, górnictwa, miast królewskich i chłopów z ziem królewskich. Wzmacniało to znacząco pozycję szlachty w procesie podejmowania decyzji o wadze państwowej, a w połączeniu z prawem do zgłoszenia liberum veto (łac. wolne, nie pozwalam), które zrywało obrady całego sejmu i unieważniało jego uchwały, nawet jeżeli zgłosił je tylko jeden poseł, prowadziło często do postępującego paraliżu i osłabienia polskiego państwa. Doskonałym przykładem tego są niewykorzystane zwycięstwa przeciwko kozakom czy Szwedom, gdyż szlachta nie zgadzała się na uchwalenie lub utrzymanie podatków, które byłyby przeznaczone na utrzymanie zawodowego wojska i kontynuowanie wojen. Co więcej, elekcyjni władcy pochodzący z innych państw często przedkładali swoje prywatne interesy nad dobro rządzonego przez nich kraju. Na przykład, decyzje Zygmunta III Waza, który starał się odzyskać tron szwedzki, doprowadziły do wyniszczających wojen ze Szwecją.

W rezultacie, ówczesne państwo polskie stało się niemal bezradne wobec ingerencji potężniejszych sąsiadów. Te zaś korzystały z istniejącej szansy jak mogły. Szwecja zabrała Polsce część Inflant w 1630 roku. Na mocy rozejmu andruszowskiego z 1667 roku, Rosja odebrała Polsce lewobrzeżną Ukrainę. W XVIII wieku, Rosja narzuciła Polsce protektorat, jawnie wtrącając się w wewnętrzne sprawy naszej Ojczyzny. W rezultacie, została ona rozszarpana przez Rosję, Prusy i Austrię w trzech etapach – I rozbiorze w 1772 roku, II rozbiorze w 1792 roku i III rozbiorze w 1795 roku. Był to, z punktu widzenia zaborców, naturalny tok działania, gdyż osłabione w wyniku wewnętrznych problemów państwo jest znacznie łatwiejszym celem ataku niż silne państwo, zwłaszcza o takim potencjale ludnościowym jak Polska przed rozbiorami.

Od lat istnieje spór, które z tych przyczyn są najważniejsze. Ja uważam, że wszystkie były równie ważne, a jedne wynikały z drugich. Osłabiona od wewnątrz Polska została zniszczona przez zewnętrzne siły, ale i te ingerowały w sprawy Polski, często prowokując bunty szlachty lub wymuszając decyzje, które prowadziły do pogłębienia paraliżu państwa.

Czy można było uniknąć rozbiorów? Po fakcie łatwo jest oceniać, ale uważam, że tak. Gdyby ustrój Polski dawał większą swobodę działania władcom lub też szlachta przedkładała interesy Ojczyzny ponad własne, dostrzegając, że silne państwo byłoby i dla nich korzystne w dłuższej perspektywie czasu, można byłoby uniknąć osłabienia Polski. Nasze państwo było jednym z najsilniejszych graczy w Europie jeszcze w drugiej połowie XVI wieku. Sto pięćdziesiąt lat po śmierci króla Zygmunta II Augusta, stało się marionetką w rękach innych państw. Trudno więc nie dostrzec wpływu ambicji szlachty i manipulacji sąsiadów na losy Polski. Gdyby tego uniknięto, Polska byłaby bardzo silnym i trudnym do pokonania państwem.

Poza tym, warto przyjrzeć się sytuacji na arenie międzynarodowej. W zaledwie dwa lata po zniknięciu Polski z mapy świata, Napoleon Bonaparte zaczął święcić triumfy we Włoszech. W 1799 został obrany I konsulem, a w 1804 cesarzem Francuzów. Na przestrzeni kolejnych 10 lat od objęcia władzy we Francji jako cesarz, odnosił liczne zwycięstwa nad armiami Prus, Austrii, Rosji, czyli zaborców Polski, i innych sprzymierzonych z nimi państw. Wymusił wiele zmian i podporządkował sobie większość istniejących wówczas krajów Europy. Utworzył również Księstwo Polskie, które przetrwało do 1815 roku. Gdyby Napoleon żył i dokonał tego, co zrobił, pięćdziesiąt lat wcześniej, Polska zapewne sprzymierzyłaby się z Francją i uniknęła swego smutnego losu. Ewentualnie, gdyby nie katastrofalna w skutkach kampania Bonapartego przeciwko Rosji carskiej, udałoby się zachować Księstwo Polskie i być może rozszerzyć jego granice do rozmiarów Polski sprzed rozbiorów i przywrócić naszemu państwu jego dawną świetność.

Inną opcją pozwalającą na uniknięcie rozbiorów byłaby zgoda Zygmunta III Wazy na to, by Władysław Waza przeszedł na prawosławie i został carem Rosji. Taką propozycję złożyli bojarowie rosyjscy, gdy polskie wojska zajęły Moskwę, ale Zygmunt III Waza zażądał tronu dla siebie. Gdyby została ona przyjęta, a dynastia rządziłaby Rosją mądrze przez kolejne pokolenia, nie tylko zagrożenie z jej strony zostałoby zniwelowane, ale zdobylibyśmy cennego sojusznika. Krótko mówiąc, przy odrobinie rozsądku i szczęścia, nikt w Europie nie mógłby nawet pomarzyć o tym, by nam podskoczyć.

Co by było, gdyby dało się uniknąć rozbiorów?

Sprawnie rządzone państwo o takich rozmiarach, jak Polska, byłoby niewątpliwie jedną z największych potęg Europy lub świata. Nie chcę tutaj szafować konkretnymi wizjami możliwych scenariuszy, gdyż jest ich bardzo wiele. Można jednak przypuszczać, że w przypadku pozytywnego układu sojuszy politycznych i mądrych decyzji władców Polski, zdobylibyśmy tereny dawnych Prus Książęcych (których zresztą nie należało oddawać w lenno Albrechtowi Hohenzollernowi, tylko inkorporować do obszaru Polski, jak to zostało uczynione z obszarem Prus Królewskich) oraz Inflanty. Co więcej, myślę, że moglibyśmy się też pokusić o podbój małych państewek w Prusach, zwłaszcza, gdybyśmy dogadali się z Cesarstwem Austriackim, które również borykało się z wewnętrznymi problemami. Posiadając silna flotę, moglibyśmy uzyskać dominację na Morzu Bałtyckim i kontrolować szlaki handlowe, które się na nim znajdowały. W ten sposób wzmocniłaby się gospodarka Polski, a być może udałoby się zdobyć również tereny Skandynawii, gdyż Szwecja była już jedynie cieniem dawnej siebie, zaś Dania i Norwegia nie były szczególnie groźnymi przeciwnikami.

Jako jedna europejskich potęg decydowalibyśmy o ważnych sprawach politycznych w całej Europie lub nawet na całym świecie. Jeśli nawet odbyłoby się coś na kształt kongresu wiedeńskiego, to my rozdawalibyśmy na nim karty i moglibyśmy sporo ugrać dla siebie. Możliwe też, że udałoby się uniknąć zamieszania związanego z powstającymi w połowie XIX ruchami narodowymi, o ile tylko Wielka Rzeczpospolita byłaby tolerancyjnym państwem.

Również pod względem gospodarczym, Polska mogłaby się swobodnie rozwijać. Z historii wiemy, że po odzyskaniu niepodległości w 1918 roku, istniały kolosalne różnice choćby w rozwoju infrastruktury na byłych ziemiach poszczególnych zaborów. W dawnym zaborze pruski, bardzo dobrze rozwinięty był przemysł i infrastruktura transportowa (koleje i drogi). W zaborze austriackim był gorzej, ale wciąż sensownie, choć o tych ziemiach sarkastycznie mówiono jako o Królestwie Golicji i Głodomerii (złośliwa parodia oficjalnej nazwy – Królestwo Galicji i Lodomerii). Najgorsza sytuacja pod tym względem była w zaborze rosyjskim. Gdyby nie rozbiory, obszary te rozwijałyby się w miarę równomiernie, na ile oczywiście pozwalałyby lokalne zasoby, a na pewno zadbano by o dobre połączenia drogowe i kolejowe.

Co do bardziej odległych w czasie skutków, jak choćby kwestii I wojny światowej, wolałbym się nie wypowiadać. Im dłuższa bowiem perspektywa czasu, tym więcej zmiennych w chodzi w grę. Wystarczyłoby de facto kilku nieudolnych władców bądź jakiś większy bunt szlachty lub wojska, by największa nawet potęga legła w gruzach. Poza tym, rozwój sytuacji politycznej w Europie mógłby okazać się niekorzystny dla nas, a tym samym moglibyśmy zachować niezależność i umocnić nieco naszą pozycję na arenie międzynarodowej, ale wcale nie musielibyśmy stać się mocarstwem. Żeby przedstawić w sensowny sposób alternatywny scenariusz historii, trzeba by tak naprawdę napisać całą książkę, a i tak przecież poruszyłoby się jedynie jedną z wielu możliwości.

Podsumowując, ja byłbym raczej umiarkowanym optymistą, jeśli chodzi o losy naszego państwa, gdyby uniknęło ono rozbiorów. Przy założeniu wzmocnienia wewnętrznego i usprawnienia administracji, miałoby ono duże szanse na przetrwanie w niezmienionym stanie do dnia dzisiejszego. Uważam, że bylibyśmy we współczesnych nam czasach o wiele ważniejszym partnerem w rozmowach międzynarodowych i mielibyśmy większy wpływ na to, co dzieje się dzisiaj. Z drugiej strony, należy pamiętać o tym, że zmiana jednego ważnego wydarzenia z przeszłości miałaby kolosalny wpływ na sytuację w całym regionie lub nawet na całym świecie. Przecież, jako silne państwo, moglibyśmy w sojuszu z cesarstwem austriackim wyprawić się na Turcję, a później zdobyć zachodnią część Imperium Rosyjskiego. Ono, osłabione przez wojnę z nami, mogłoby zostać wchłonięte przez Chiny, które zdominowałyby wtedy Azję. To zaś doprowadziłoby do całkiem innej rzeczywistości niż ta, którą znamy w naszej linii czasu. Ale to jest właśnie urok gdybania. Można sobie wyobrazić zupełnie inną mapę polityczną świata i zastanawiać się, jakby potoczyły się w takiej sytuacji losy świata. Z drugiej strony, marzenia o Wielkiej Rzeczpospolitej to co najwyżej przyjemny sen, bo musiałoby się stać coś naprawdę niesłychanego, by w pokojowy sposób udało się włączyć teren innego państwa do Polski, a wojna bez ingerencji sił międzynarodowych wydaje się być niemożliwa i w najlepszym wypadku doprowadziłaby do izolacji Polski na arenie międzynarodowej. 

Poniższa mapa pochodzi z serwisu "Wielka Rzeczpospolita" (http://www.wielkarzeczpospolita.net/modul.php?akcja=info&pokaz=mapapolski). Wszystkie obszary zaznaczone na czerwono to tereny posiadane przez fikcyjną Wielką Rzeczpospolitą w 2064 roku. To tak à propos optymizmu w pisaniu alternatywnych scenariuszy historycznych :)

http://www.wielkarzeczpospolita.net/img/mapa_big.jpg

piątek, 24 stycznia 2014

Spójrzmy na historię nieco inaczej

Dziś nieco luźniej o spojrzeniu na historię.

Większość z nas uważa historię za nudną gałąź nauki, która wiąże się z koniecznością zapamiętywania kosmicznej ilości dat, postaci historycznych i wydarzeń. Ciągłe kartkówki i sprawdziany z dat, przywilejów szlachecki, form rządów w starożytności. Wieje beznadziejną nudą. Tylko mole książkowe i ludzie, którzy lubią grzebać w piachu, mogą się tym zainteresować. A może jednak historia da się lubić?

Zdecydowanie, wbrew szerzącym się, acz kłamliwym plotkom, historia da się lubić. Trzeba tylko umieć na nią spojrzeć we właściwy sposób. Przyjrzyjmy się więc kilku wydarzeniom historycznym, które można nieco „uwspółcześnić”, by pokazać, że historia nie jest nudna. Oczywiście, jeśli jesteś purystą historycznym – odpuść czytanie dalej. Możesz dostać palpitacji serca na widok tego, jak kaleczę tę nobliwą dziedzinę nauki, jaką jest historia.

Zacznijmy od dwóch wydarzeń ze starożytności. Pierwszym z nich niech będzie wojna trojańska. Wojna jak wojna. Ale ta była wyjątkowa. Otóż, laska jednego gangstera (Menelaosa) została porwana przez innego (Parysa), a chodzą słuchy, że po prostu z nim uciekła. Oczywiście, Menelaos nie mógł puścić takiej zniewagi płazem. Rzuciłoby to cień na jego gangsterską sławę i byłby wyśmiewany przez innych gangsterów, których było przecież wtedy całkiem sporo, a straciwszy respekt na dzielni stałby się celem ataków. Ba, nawet jego oficerowie mogliby zacząć się buntować. Skrzyknął więc ekipę i zrobił wjazd na dzielnię trojańską i zrobił niezłą rozróbę. Choć musiał użyć niehonorowego podstępu, to w końcu Filoklet sprzedał kosę (no, właściwie to strzałę) Parysowi, a gang Achajów pokonał gang Trojan.

Innym ważnym wydarzeniem, a raczej serią wydarzeń był wojny unickie toczone między Rzymem i Kartaginą. Jest to klasyka wojen gangów o władzę nad danym terytorium. W wypadku chodziło o basen Morza Śródziemnego, czyli większą część znanego wtedy Europejczykom świata. W owym czasie mogła rządzić na tym terenie tylko jedna mafia, a pomimo trudnych chwil, silniejsza okazała się starożytna wersja „Cosa Nostra”, czyli starożytny Rzym. Trzy główne okresy starć między mafiami (264 – 241 p.n.e., 218 – 201 p.n.e., 149 – 146 p.n.e.) przetykane były krótkotrwałymi okresami zawieszenia broni. Był to rodzaj świętej wojny, jak między Wisłą i Cracovią. Przykładem tego było nieustanne nawoływanie przepełnionego nienawiścią do Kartaginy kibola, Katona Starszego, który każde przemówienie w senacie kończył stwierdzeniem, „Poza tym uważam, iż Kartagina powinna zostać zburzona”.

Przyjrzyjmy się teraz jeszcze jednemu wydarzeniu, które jest nieco nam bliższe, zarówno pod względem czasowym, jak i pod względem miejsca, w którym się ziściło. Była to bitwa pod Grunwaldem, która miała miejsce 15 lipca 1410 roku i była momentem zwrotnym Wielkiej Wojny między koalicją Polski, Litwy i kilku innych państw, a zakonem krzyżackim i jego gośćmi. Był to typowy przykład „grzybobrania”, w którym wzięli udział kibole dwóch zwaśnionych bojówek oraz innych zaprzyjaźnionych z nimi grup. Jak tu nie uwierzyć w „grzybobranie”, skoro Polacy i ich sojusznicy kryli się w lesie? Jednakże, była to klasyczna ustawka na miarę początku XV wieku. Co więcej, wyraźnie widać krakowskie korzenie tej ustawki, bo w końcu Kraków jest podobno jedynym miastem, w którym używa się „sprzętu”. A pod Grunwaldem pełne było „sprzętu” – maczug mieczy, noży, kos, pik i włóczni. Ba, używano nawet broni miotanej, łuków, kusz, a nawet artylerii.

Zresztą, uzbrojenie od tego czasu się nie zmieniło wiele. W czasie ustawek używane są pałki baseballowe (maczugi), noże (lewaki i sztylety), "tulipany" (morgenszterny), kamienie, współczesny sprzęt ochronny (dawniej kolczugi, zbroje) i tym podobne artefakty dodające modyfikator +5 do obrażeń i +10 do odwagi. To powtórka z rozrywki, która znana jest od wielu tysięcy lat.

I jak podoba się Wam takie ujęcie historii?

sobota, 18 stycznia 2014

Najsłynniejsze zakony rycerskie (z naszego punktu widzenia :))



Jak już jesteśmy przy rycerstwie, warto jeszcze wspomnieć coś niecoś o zakonach rycerskich, które w średniowieczu miały bardzo silną pozycję. W owym czasie istniało co najmniej kilkanaście zakonów rycerskich, a o niemal każdym można napisać opasły tom, choć i tak zapewne nie wyczerpałoby się tematu. W związku z tym, w tym wpisie skoncentruję się na trzech najbardziej nam znanych zakonach – krzyżakach, templariuszach i joannitach.

Te trzy zakony rycerskie powstały w XII wieku, w wyniku prowadzonych krucjat w Ziemi Świętej. Joannici zostali zatwierdzeni w 1113 roku, templariusze w 1128, a krzyżacy w 1178. Wszystkie te zakony powstały przy szpitalach, stąd ich pełne nazwy.

Suwerenny Rycerski Zakon Szpitalników Św. Jana, z Jerozolimy, z Rodos i z Malty, znani także jako joannici ( od imienia patrona ) i kawalerowie mieczowi, to zakon o charakterze międzynarodowym, już od samego początku jego istnienia. Pierwotnie zajmowali się prowadzeniem i ochroną powierzonego im szpitala, z czasem zaś zaczęli dbać o bezpieczeństwo Królestwa Jerozolimskiego, gdzie zbudowali wiele fortec. Otrzymali także liczne nadania w Europie. Po upadku Królestwa Jerozolimskiego w 1291 roku, udali się na Cypr, a później na Rodos, która formalnie należała do Bizancjum. Po zdobyciu wyspy przez Mameluków (w 1522 roku), joannici zbudowali swoją nową siedzibę na Malcie (stąd inna popularna nazwa – rycerze maltańscy) i władali nią aż do czasów Napoleona Bonapartego, którego wojska zajęły wyspę w 1798 roku. Rycerze maltański przetrwali do czasów współczesnych i zajmują się głównie prowadzeniem szpitali.

Zakon Ubogich Rycerzy Chrystusa i Świątyni Salomona, czyli templariusze (templum to po łacinie świątynia) to chyba najbardziej pechowy zakon rycerski, którego członkowie stali się ofiarami manipulacji politycznych. Również był to zakon o charakterze międzynarodowym, ale szczególnie wielu było w nim rycerzy francuskich. Założycielami zakonu byli Hugo de Payens oraz jego towarzysze. Zobowiązali się do chronienia pielgrzymów na szlakach, w szczególności w Ziemi Świętej. Po upadku Królestwa Jerozolimskiego udali się z joannitami na Cypr, ale mieli sporo komandorii w całej chrześcijańskiej Europie i byli bardzo bogatym zakonem. Mieli sporo dodatkowych uprawnień, między innymi odpowiadali bezpośrednio przed papieżem i dysponowali ogromnym, legendarnym wręcz, majątkiem. To zaś właśnie doprowadziło do zguby zakonu. Zadłużony u nich król Francji, Filip IV Pięknym, oskarżył ich o herezje, nierząd, oddawanie czci bożkom i kilka innych poważnych przestępstw. W rezultacie, zakon został skasowany w 1312 roku przez papieża Klemensa V, który uległ naciskom Filipa, choć wiedział, że templariusze nie są heretykami.

Trzecim, najbliżej nam znanym, zakonem jest zakon krzyżacki, którego pełna nazwa brzmi: Zakon Szpitala Najświętszej Maryi Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie. Koncentrował on rycerzy pochodzących z ówczesnych Niemiec i jako jedyny z tych trzech zakonów miał charakter narodowy. Po upadku Królestwa Jerozolimskiego, krzyżacy przenieśli się do Europy, gdyż otrzymali wiele nadań we Włoszech i Cesarstwie Niemieckim. W 1226 roku zakon krzyżacki został sprowadzony do Polski. Książę mazowiecki Konrad dał im w dzierżawę ziemię chełmińską i dobrzyńską, skąd mieli prowadzić działania wojenne przeciwko Prusom. Dzięki wsparciu cesarza niemieckiego, krzyżacy przejęli część tych ziem na własność, a potem podbili tereny zamieszkane przez plemiona Prusów. Na tym obszarze utworzyli państwo zakonne, a potem zagrabili Pomorze. Po dokonanych podbojach, krzyżacy zaczęli prowadzić kampanię przeciwko Polsce, a później Litwie. Doprowadziło to do wojny w latach 1409 – 1411, która zakończyła się przegraną zakonu, choć nie doprowadziła do odzyskania przez Polskę ziem. Dopiero wojna trzynastoletnia (1454 – 1466; jedna z niewielu nazw wojen, które nie są mylące co do czasu trwania wojny) przyniosła pożądane rezultaty, gdyż krzyżacy oddali Polsce Pomorze, ziemię dobrzyńską i ziemię chełmińską, a także dużą cześć Warmii. W 1525 roku, wielki mistrz zakonu, Albrecht Hohenzollern, doprowadził do sekularyzacji zakonu i został wasalem Zygmunta I Starego, który był jego wujem. Dzięki temu manewrowi, uzyskał prawo do rządzenia na terenie Prus Książęcych, jako lennik króla Polski. Zakon jednak nie został rozwiązany przez papieża, a swoją siedzibę do Niemiec, gdzie przetrwały domy zakonu. Zakon krzyżacki istnieje do dziś i zajmuje się działalnością charytatywną i prowadzeniem szpitali.

Różne więc były losy tych trzech najbardziej znanych zakonów rycerskich. Z czasem, ich pierwotne funkcje straciły na znaczeniu, więc działalność tych zakonów, które przetrwały, zmieniła swój charakter. Do wielu z istniejących jeszcze zakonów rycerskich (a raczej stowarzyszeń katolickich, którymi się stały) można wstąpić, by podjąć w ich ramach działalność na rzecz innych ludzi. Z drugiej strony, tradycja zakonów rycerskich daje spore pole do popisu jeżeli chodzi o odtwórstwo historyczne. Ich zasady postępowania, struktura czy charakterystyczne ubiory pozwalają grupom odtwórstwa historycznego, które koncentrują się na odgrywaniu roli rycerstwa, na odróżnienie się od innych grup tego typu. Zresztą, my też możemy pochwalić się istniejącym niegdyś zakonem rycerskim. W XIII wieku istniał zakon rycerski znany jako Pruscy Rycerze Chrystusowi, zwany potocznie braćmi dobrzyńskimi. Jednakże, niedługo po zatwierdzeniu zakonu, jego członkowie otrzymali prawo do wstąpienia do zakonu krzyżackiego, a pozostali bracia-rycerze szybko zostali wybici w toczonych walkach. Formalnie, bracia dobrzyńscy zostali rozwiązani w XIV wieku.

Oczywiście, dość duże znaczenie miały także zakony rycerskie powstałe na Półwyspie Iberyjskim, między innymi Zakon Calavatra czy Zakon z Alcántra. Powołane były one głównie do walki z niewiernymi, choć niektóre wspierały lokalnych władców w walkach z innymi chrześcijańskim władcami. Większość z nich istnieje do dziś czysto formalnie, w formie rycerskiego orderu dla osób zasłużonych, a niektóre przyjęły formę zakonów dynastycznych, które związane były z dynastią panującą. Dla nas były jednak mało istotne, gdyż ich działalność zasadniczo ograniczona była do Półwyspu Iberyjskiego.

piątek, 10 stycznia 2014

"Wszystkie drogi prowadzą do Rzymu" - pierwszy konkurs w ramach bloga "Na tropie Historii"!



Dzisiaj zaczyna się pierwszy konkurs w ramach bloga "Na tropie Historii"! Jego tytułem i mottem jest rzymskie przysłowie, "Wszystkie drogi prowadzą do Rzymu". Tematyka konkursu to wiedza o starożytnym Rzymie, a konkurs przyjmuje formę quizu. Pytania znajdziecie nieco dalej, a teraz słów kilka o kwestiach organizacyjnych.

Po pierwsze zapoznajcie się z ogólnym regulaminem konkursów - http://natropiehistorii.blogspot.com/2014/01/regulamin-bloga-na-tropie-historii.html

Jeśli zaś chodzi o sam konkurs. Odpowiedzi na pytania należy wysyłać na e-mail: natropiehistorii@gmail.com. W tytule e-maile należy podać nazwę konkursu ( "Wszystkie drogi prowadzą do Rzymu" ), zaś w treści e-maila odpowiedzi. Udzielenie odpowiedzi inaczej niż drogą mailową nie uprawnia do wzięcia udziału w konkursie. Konkurs trwa do 25 stycznia 2014 roku. Odpowiedzi udzielone po tym terminie nie będą przyjmowane. Zwycięzca zostanie wybrany na podstawie liczby poprawnie udzielonych odpowiedzi. W przypadku remisu zostanie przeprowadzone losowanie. Zwycięzca zostanie powiadomiony drogą e-mailową i poproszony o dane konieczne do wysyłki nagrody lub podanie daty i miejsca spotkania, jeśli będzie chciał odebrać nagrodę osobiście, na terenie Krakowa.

Nagrodą jest trylogia autorstwa Bartłomieja Misińca, która składa się z następujących książek:
  • "Pretorianin",
  • "Gladiatorzy i piraci"
  • "Centurion Proximus"
 Poniżej znajdują się pytania konkursowe.

  1. Kiedy założony został Rzym?
  2. Jaka legenda wiąże się z powstaniem Rzymu?
  3. Jaki epos opisuje powstanie Rzymu?
  4. Kim byli pretorianie?
  5. Kim byli gladiatorzy?
  6. Kim byli centurioni?
  7. Jakie trzy formy ustrojowe pojawiły się w Rzymie?
  8. Czym różnił się dominat od pryncypatu?
  9. Ilu władców panowało w cesarstwie rzymskim po reformach Dioklecjana?
  10. Ile prowincji składało się na Imperium Rzymskie w czasach jego największej świetności?
  11. Czym były limes?
  12. Kiedy chrześcijaństwo stało się równoprawną religią w starożytnym Rzymie?
  13. Kiedy zakazano pogańskich praktyk w starożytnym Rzymie?
  14. Kiedy nastąpił upadek cesarstwa zachodniorzymskiego?
  15. Jak nazywał się germański wódz, który zdetronizował ostatniego cesarza rzymskiego? 
 Pamiętajcie, żeby wysyłać odpowiedzi na email: natropiehistorii@gmail.com

Powodzenia!

Krótki zarys uzbrojenia rycerskiego

Domeną rycerstwa była wojna. Wojna zaś wymagała odpowiedniego ekwipunku. Czym więc posługiwali się średniowieczni rycerze, gdy przychodził czas bitwy (i nie tylko)?

Pierwszą rzeczą, która nam się kojarzy, to miecz. Miecz to jednak bardzo ogólne i niezwykle pojemne określenie. Istniało wiele rodzajów mieczy, a każdy dający nieco inne możliwości i wymagający nieco innego stylu walki. Najczęściej kojarzymy miecz z prostą głownią, ale istniały także flambergi, czyli długie miecze z głownią falistą.

Poza tym, miecz mieczowi nierówny, choćby ze względu na długość. Miecze potocznie nazywane jednoręcznymi to miecze krótkie (na zdjęciu). Miały zazwyczaj długość od 80 do 100 centymetrów i ważyły do kilograma. Długość rękojeści pozwalała zasadniczo jedynie na chwyt jedną ręką (stąd potoczna nazwa), ale wymiary i waga miecza miały duże znaczenie. Broń ta była krótsza niż miecze długie (półtoraręczne) lub dwuręczne, przez co trzeba było znaleźć się w zasięgu broni przeciwnika, by móc go skutecznie zaatakować. Z drugiej strony, jedna ręka pozostawała wolna, co umożliwiało wykorzystanie drugiego miecza lub tarczy. To zaś dawało spore możliwości taktyczne, zwłaszcza dzięki temu, że dało się zablokować tarczą lub jednym mieczem broń przeciwnika i zadać cios drugą bronią. Nawet tarcza mogła posłużyć jako całkiem skuteczna broń.

Kolejnym rodzajem miecza jest miecz długi (to jest nazwa poprawna), zwany potocznie mieczem półtorarocznym lub półtorakiem. Był on nieco dłuższy i cięższy niż broń jednoręczna. Miał około 110 do 130 centrymetrów i ważył między 1,2 i 1,8 kilograma. Potoczna nazwa wzięła się stąd, że miecz ten można było z powodzeniem trzymać w jednej ręce, jak i w dwóch, zależnie od potrzeb. W pierwszym przypadku można było oczywiście wykorzystać tarczę lub inną broń jednoręczną, ale trzymając miecz dwoma rękami zyskiwało się większą siłę ciosu.

Istnieją także miecze dwuręczne. To już w większości czasy późniejsze, bo na szerszą skalę mieczy dwuręcznych używano dopiero od połowy XV wieku. Poza tym, miecze dwuręczne stanowiły broń używana głównie przez piechotę, a nie rycerstwo walczące konno. Miecz dwuręczny był najdłuższy ze wszystkich i często mierzył półtora metra lub więcej. Ważył zazwyczaj 3 – 3,5 kilograma, chociaż bywały miecze dwuręczne o większej długości i wadze. Te stanowiły jednak głównie broń reprezentacyjną, gdyż machanie niemal dwumetrową bronią o wadze dziesięciu kilogramów było niezwykle uciążliwe i męczące.

Bronią, która równie mocno jak miecze kojarzy się nam z rycerstwem, jest kopia. Użyteczna była tylko dla rycerstwa konnego, gdyż była niezwykle długa (mierzyła zazwyczaj 3 – 5 metrów, choć zdarzały się nawet dłuższe), a w połączeniu z wagą rycerza i szarżującego konia stanowiła niezwykle zabójczą broń. Trzeba jednak rozróżnić kopie bojowe od kopii turniejowych. Te drugie bowiem miał spłaszczone groty, by zmniejszyć ryzyko zabicia lub poważnego zranienia uczestników turnieju.

Jak wspomniałem w poprzednim wpisie, w czasie turniejów używano także innych rodzajów broni, zwłaszcza w sytuacji, gdy rycerze konni przechodzili do walki pieszej. Były to głównie topory, kiścienie i maczugi. Broń ta była także wykorzystywana w bitwach, aczkolwiek rycerz, który w czasie bitwy spadł z konia, miał nieco utrudnioną sytuację, gdyż tracił przewagę, jaką dawała walka z konia.

Narzędziami służącymi do ochrony były tarcze, zbroje i hełmy. Te pierwsze ważyły kilka kilogramów, a wykonywane były z różnych materiałów. Część tarcz była wykonana z drewna (czasem z dodatkami metalowymi, które wzmacniały tarczę), zwłaszcza w pierwszych wiekach średniowiecza, ale z czasem zaczęto wykonywać także tarcze w całości metalowe. Wykorzystanie tarczy dawało nie tylko ochronę, ale i związaną z tym przewagę taktyczną, gdyż pozwalała na blokowanie ciosów. Pierwotnie, tarcze pozbawione były ozdób, ale wraz z rozwojem heraldyki (w skrócie – rozpoznawanie herbów rodowych i ich znaczenia, z czasem także nauka o herbach rodowych) tarczę zdobiły herby rodowe, które umożliwiały rozpoznanie rycerza w czasie bitwy czy turnieju.

Osobną historią są zbroje i hełmy. Istniały różne typy zbroi. Wczesna zbroja rycerska przyjęła formę znanej od starożytności kolczugi, która składała się z małych ogniw, najczęściej o średnicy od 5 do 15 milimetrów. Pełna kolczuga mogła ważyć mniej więcej 15 do 20 kilogramów. Natomiast zbroja płytowa tworzona była z metalowych płyt (stąd też nazwa) i była nieco cięższa, gdyż ważyła do 25 kilogramów. Z drugiej strony, zapewniała lepszą ochronę niż kolczuga. Poza tym, ciężar rozkładał się na całe ciało, więc noszenie zbroi płytowej nie było aż tak uciążliwe, ale już wsiadanie na konia wymagało sporo wysiłku organizacyjnego, gdyż istniały specjalne maszyny do podnoszenia rycerza w zbroi na konia.

Także hełmy różniły się od siebie. Kaptury kolcze były niejako przedłużeniem kolczugi i wykonane z tego samego materiału. Hełm garnczkowy (na zdjęciu) był hełmem zamkniętym, który chronił całą głowę rycerza, a jedynym otworami były szpary na oczy i otwory oddechowe. Popularnym rodzajem hełmu był także basinet, który był hełmem otwartym i nie chronił samej twarzy. Przyłbica to pojęcie często używane do określenia ruchomej części hełmu, która zamknięta chroniła twarz, ale mogła zostać uniesiona w górę. Faktem jest jednak, że przyłbica to rodzaj hełmu z tą właśnie ruchomą częścią, a nie tylko tej części. Najpopularniejszym hełmem był jednak kapalin, głównie kojarzony z piechotą, ale używany także przez rycerstwo. Przypominał swym wyglądem metalowy kapelusz, gdyż miał nachylone rondo, które chroniło przed atakami z góry. Dlatego też bardzo często używany był przez wojska piesze, gdyż stanowił ochronę przed atakami jeźdźców.

Pozostaje jeszcze chyba najważniejszy element „ekwipunku” rycerza, jakim był koń  Rycerze nie mogli korzystać z pierwszych z brzegu koni. Wierzchowce musiały być odpowiednio przygotowane nie tylko pod względem siłowym czy wytrzymałościowym (koń musiał unieść ciężar jeźdźca oraz zbroi przez całą bitwę, która nieraz trwała kilka dni, a starcia trwały po kilka lub kilkanaście godzin), ale także pod innymi względami. Wystarczy obejrzeć pokaz, w którym walczy zaledwie kilku odtwórców historycznych, by zrozumieć, że bitwa to jeden wielki chaos i harmider. Konie musiały być odpowiednio wytresowane, by nie przestraszyć się niezwykle głośnych dźwięków, które towarzyszyły bitwie. Musiały też reagować odpowiednio na komendy swoich jeźdźców, zazwyczaj wydawanych odpowiednim naciskiem nóg. Dla ochrony koni stosowano kropierze (zbroja wykonana z grubej tkaniny), a z czasem ladrowanie (zbroja metalowa). Choć kropierze straciły w dużym stopniu swoje ochronne znaczenie, nie straciły na popularności. Stały się swoistym ubraniem konia, na którym wyszyty był herb rodowy rycerza.

Choć to już niemal dwie strony bitego tekstu, to i tak temat uzbrojenia rycerzy został jedynie zasygnalizowany i opisany w wielkim skrócie. Więcej informacji na ten temat możecie znaleźć w licznych książkach i artykułach specjalistycznych, do czego zresztą gorąco zachęcam.

środa, 8 stycznia 2014

Turnieje rycerskie - średniowieczny sport ekstremalny


Jedną z nieodłącznych rzeczy, które kojarzą się nam z rycerstwem, są niewątpliwie turnieje. Bardzo chętnie prezentowane były w różnorodnych filmach związanych ze średniowieczem, czy to opowiadających o tamtych czasach czy utrzymanych w konwencji high fantasty. Wiele współczesnych pokazów rycerskich nosi nazwę turnieju rycerskiego, choć nie zawsze są faktycznymi turniejami, przynajmniej z punktu widzenia widzów, a nie uczestniczących w nim odtwórców.

Oprócz uczt i łowów, turnieje rycerskie były chyba najpopularniejszą formą rozrywki rycerstwa. Ich korzenie sięgają XI – XII wieku, gdyż tytuł „baron” oznacza człowieka wolnego, który jednocześnie potrafił sobie tę wolność zagwarantować, czyli potrafił się bronić. Pierwsze wzmianki o turniejach pojawiają się w 1062 roku, a od tego czasu turnieje bardzo szybko stały niezwykle popularne wśród rycerstwa, dla którego rzemiosło wojenne stanowiło chleb powszedni. Jedną z przyczyn popularności turniejów rycerskich było wprowadzenie przez Kościół Pax et Treuga Dei, czyli Pokoju Bożego. Było to swego rodzaju konwencja pokojowa, która zabraniała działań zbrojnych w określonych dniach tygodnia, a także przez niektóre okresy roku ( na przykład Wielki Post ).

Jeśli nie wojna, to co? Jak rozładować agresję, która była naturalnym elementem ówczesnej kultury rycerskiej? No właśnie, organizując turnieje, na których można się nieco wyżyć. Co prawda, Kościół początkowo nie popierał idei turniejów i kilka soborów potępiało te praktyki, a ich uczestnikom groziły ekskomuniką, ale wielkiego wrażenia to nie robiło. Dlaczego i w ogóle, o co poszło? Najkrócej mówiąc – o pieniądze. Jedną z zasad turniejów był dokonanie wykupu pokonanych i ujętych rycerzy. Ponadto, zwycięzca miał prawo zabrać zbroję przeciwnikowi, a te kosztowały nie mało. Początkowo też dojeżdżano na turnieje we własnym zakresie W rezultacie, pieniądze i dobra, które wcześniej trafiały w formie jałmużny do Kościoła, wydawane były na mniej zbożny cel. Poza tym, z turniejami wiązały się także huczne parady i sute uczty, które były uznawane przez kapłanów za niemoralne. I wreszcie, turnieje organizowane pod patronatem władców czy samych rycerze były zasadniczo zarezerwowane tylko dla rycerzy, ale szybko pojawiła się otoczka dla pospólstwa, czyli liczne kramy i okazje do przepuszczenia paru groszy. Coś jak dzisiejsze odpusty parafialne, prawda?

W XI i XII wieku, turnieje były niezwykle intratnym interesem. Ubogi, acz zdolny rycerz mógł szybko dorobić się majątku. Wilhelm Marszałek i Roger z Gaugi, w przeciągu 10 miesięcy pokonali 103 rycerzy i zdobyli za nich ogromny okup, w myśl wspomnianego wcześniej zwyczaju. W późniejszych czasach, wraz z ewolucją typowo turniejowego ekwipunku, który był niesamowicie drogi, nawet w porównaniu do zwykłego „sprzętu” rycerskiego, turnieje stały się raczej sposobnością do pokazania się dla najbogatszych i najważniejszych rodzin rycerskich. Poza tym, z czasem zaczęto walczyć w dużo większym stopniu dla prestiżu niż dla pieniędzy, a nagrody stały się czysto symboliczne.

Turnieje były więc swego rodzaju sportem, który służył rozładowaniu energii i agresji rycerstwa. Był to jednak sport wyjątkowo niebezpieczny. W formie turnieju, która zapewne najbardziej nam się zakorzeniła w wyobraźni ( gdy dwóch rycerzy z kopiami naciera na siebie jadąc na koniach ), przegrana kończyła się upadkiem na ziemię. Nawet zbroja nie chroniła przed obrażeniami, a może to właśnie z jej powodu, i łatwo było się połamać. Ale są też znane przypadki zadeptania rycerzy przez walczące bandy ( grupy rycerzy konnych i wojowników pieszych ), które brały udział w béhourd. Innym zagrożeniem było uduszenie się kurzem, który był wzniecany przez takie bandy, które liczyły nieraz kilkaset osób każda. Zdarzały się też wypadki konstrukcyjne, czyli rozpadające się trybuny. W ich wyniku ginęło lub odnosiło rany wiele osób, najczęściej postronnych widzów – dam dworu czy możnowładców. Przykładem niech będzie turniej w Darmstadt w 1403 roku, kiedy zginęło 26 rycerzy.

Istniało wiele rodzajów turniejów, a każda cechowała się nieco innymi zasadami. Wspomniałem już o turniejach typu béhourd, które właściwie były regularnymi bitwami, oraz o turniejach typu joust, które wydają się być najbardziej zgodne z powszechnymi wyobrażeniami. W nich bowiem dwóch rycerzy na koniach nacierało na siebie, celując w przeciwnika kopią. Celem było zrzucenie przeciwnika z konia, a jeśli po kilku starciach nie było rozstrzygnięcia, rycerze zsiadali z wierzchowców i kończyli pojedynek bronią obuchową lub sieczną. Walka toczyła się wtedy do utraty broni, powalenia przeciwnika lub gdy jeden z rycerzy nie był w stanie dalej walczyć.

Inną jeszcze formą turnieju był turnei ( od francuskiego tournant – zawracać ku sobie po ataku ), który brała nieco elementów béhourd oraz joust. Dwie drużyny, zazwyczaj liczące od 20 do 40 rycerzy każda, toczyły walkę na ograniczonym placu. Zwyciężała ta drużyna, która zdołała wysadzić z siodła większą liczbę przeciwników.

Ważną rolę odgrywała także heraldyka, czyli ( w skrócie rzecz biorąc ) herby rycerskie. W walce, zwłaszcza grupowych, gdy wszyscy uczestnicy byli w zbrojach i hełmach, nie sposób było rozpoznać uczestników. Choć istniały rodowe zawołania, to krzyk jednego rycerza natychmiast był zagłuszany szczękiem oręża, tętentem koni i ogólnym harmiderem panującym na polu walki. Dzięki odpowiednim herbom, łatwiej było rozpoznać przeciwnika. Doprowadziło to do pojawienia się heroldów i innych specjalistów, którzy potrafili rozeznać się w pogmatwanym świecie herbów i koneksji rodzinnych.

Tak naprawdę, turnieje rycerskie to bardzo obszerny temat, a ten wpis to jedynie najbardziej ogólny zarys tego zagadnienia. Organizowane były także turnieje miejskie, do których mieli dostęp mieszczanie, a i o tym można by pisać naprawdę dużo. Jeśli chcecie dowiedzieć nieco więcej o turniejach, zachęcam do zapoznania się z książką „Turnieje rycerskie. Sport szlachetnych”, autorstwa Tomasza Szajewskiego. Inną wartą uwagi pozycją jest książka pod tytułem „Turniej rycerski w królestwie polskim w późnym Średniowieczu i Renesansie na tle europejskim”, którą napisał Bogdan Brzustowicz. Możecie przeczytać także „Tajemnice rycerzy. Życie codzienne śląskich feudałów” autorstwa Szymona Wrzesińskiego.

poniedziałek, 6 stycznia 2014

Rycerze - między literaturą a prawdą



Gdy myślimy o rycerzach, pierwsze skojarzenie, które przychodzi nam do głowy, to odważni, silni ludzie we wspaniałych zbrojach. Szlachetność, honor, odwaga, służba innym, wprawność w boju, wierność wzniosłym ideałom. Walka na turniejach rycerskich dla dam serca, które często darzone były przez swych rycerzy miłością platoniczną, która nigdy nie mogła się ziścić. Splendor i chwała zdobywane w wielkich bitwach i w czasie turniejów. Posądzenie o tchórzostwo było najgorszym oskarżeniem z punktu widzenia rycerza, a to prowadziło często do bezsensownych ze strategicznego punktu widzenia decyzji, które w wielu wypadkach kończyły się śmiercią rycerza. Również hojność stanowiła element kultury rycerskiej, gdyż oczekiwano jej od osoby szlachetnie urodzonej, a ludzie zależni od rycerza potrzebowali jego hojności. Rycerz był zawsze wierny swojemu seniorowi i służył mu mieczem i radą.

Zawisza Czarny, Roland, król Artur i wiele innych historycznych, lecz często na poły legendarnych, postaci ucieleśnia te ideały. Iluż z nas marzyło o tym, by zostać rycerzami i móc choć przez chwilę powalczyć w turnieju, ciesząc się należną chwałą i uwielbieniem tłumu?

Piękna to wizja, ale jak to zwykle bywa, dosyć błędna. Powstała głównie pod wpływem literatury średniowiecznej, jak choćby „Pieśni o Rolandzie” czy legend arturiańskich, które sławiły odważnych rycerzy i nie oddawały złożoności życia rycerza. Były bowiem, tak na dobrą sprawę, narzędziami rozrywkowymi i propagandowymi, które miały umilić czas ówczesnym wyższym sferom, a jednocześnie zadbać o ich wizerunek wśród innych warstw ludności, o ile ich członkowie potrafili czytać, oraz innych narodów. Przedstawiały więc ideał rycerza, podkreślając jego najlepsze cechy, ale zazwyczaj pomijając ciemną stronę życia rycerstwa. Nawet antybohater „Pieśni o Rolandzie” jest tak na dobrą sprawę postacią drugorzędną, a uwaga czytelnika koncentruje się na Rolandzie i jego towarzyszach.

A jak to wyglądało w rzeczywistości? Jak to mówi jedno ze współczesnych nam powiedzeń, „W teorii, między teorią a praktyką różnice nie ma. Natomiast w praktyce…”. No właśnie, rzeczywistość nie była tak piękna i barwna, jak to wyglądało w eposach rycerskich.

W pierwszej kolejności, trzeba pamiętać, że zbroje zbrojami, ale i tak łatwo było zginąć. Co prawda, nie tak często jak na filmach, bo tam rodzi się pytanie, po co komu były zbroje, jak szeregowy wojownik czy rycerz ginął od pierwszego uderzenia, ale nawet w czasie turniejów można było zejść w szybkim tempie. Sam upadek z konia kończył się poturbowaniem. Nieznany z imienia Anglik, pojedynkując się z Jakubem z Kobylan, próbował zagrać nieczysto, ale w rezultacie wyleciał z siodła i połamał się lądując na ziemi.

Inną kwestią jest także fakt, że nie wszyscy rycerze byli tak szlachetni, jak nam się wydaje. Zdarzało się, że napadali i grabili kościoły, nie dotrzymywali ślubów, łupili przejeżdżających w pobliżu ludzi, a turnieje wielu z nich traktowało jako okazję do dorobienia się majątku. Zwycięzcy przysługiwało prawo zabrania zbroi pokonanego przeciwnika, a ta była często bardzo cenna. Słowo „raubritter” to określenie rycerza-bandyty, który nie przestrzegał kodeksu rycerskiego. Raubritterzy wcale nie byli rzadkim przypadkiem. Co prawda, większość z nas kojarzyć raczej będzie formacje z XVII czy XVIII wieku, jak choćby lisowczyków, które wsławiły się tym, że w przypadku zaległości z żołdem dokonywały grabieży na swoim szlaku. Takie zachowania nie były jednak typowe tylko dla czasów późniejszych, lecz miały miejsce już w średniowieczu, w postaci rycerzy-bandytów.

A co z ideałami? Co z obroną wiary chrześcijańskiej? Też niewiele z tego pozostało, zwłaszcza w późnym średniowieczu. Zakony rycerskie? Owszem, początkowo chroniły pielgrzymów w Ziemi Świętej, ale potem Krzyżacy dokonali „nawrócenia” pogan w Prusach i stworzyli tam państwo zakonne, atakując także Polskę, która była przecież państwem chrześcijańskim, a templariusze dochrapali się całkiem sporego majątku, pożyczając pieniądze na procent. Wyprawy krzyżowe? Owszem były, ale przecież w czasie IV krucjaty krzyżowcy zaatakowali i splądrowali Konstantynopol, a i sama wyprawa była pełna konfliktów, gdyż duża część rycerstwa, która sprzeciwiała się atakowi na chrześcijańskie państwo, starała się na własną rękę dotrzeć do Palestyny.

Damy serca? Owszem były, ale niczym niezwykłym nie było to, że rycerz bił swoją żonę. Złamany nos u żon rycerzy był powszechnym widokiem, a bicie kobiet do krwi chlebem codziennym. Żona była poniekąd służącą dla męża i miała zajmować się domem, a że rycerz był przez dużą część roku poza domem, zdarzało się, że na czas nieobecności zakładał żonie tak zwany pas cnoty. Za zdradę, kobiecie groziła nawet kara śmierci, a mężczyźnie łagodne kary. Damy serca stanowiły więc raczej wyjątek od reguły i próbę ukrycia faktycznego stosunku rycerzy do kobiet.

Wychodzi na to, że rycerstwo nie było tak nieskazitelne, jak chciało to ukazać. Już współcześni im mieszczanie i chłopi mieli swoje żale do rycerstwa. Ale też żadna warstwa społeczna nigdy nie była ideałem. Rycerze pozostają jednak głęboko zakorzenionym elementem baśni i legend, w których są odważnymi i wspaniałymi wojownikami, zawsze walczącymi w słusznej sprawie, w obronie wdów, sierot i pokrzywdzonych. A literatura zwykle ubarwia rzeczywistość, często pomijając niewygodne fakty. Ale dzięki niej, rycerz i określenie „rycerski” wciąż budzą pozytywne skojarzenie. I dobrze, bo przecież brakuje nam rycerzy-ideałów, których wspominamy w opowieściach.

sobota, 4 stycznia 2014

Po co żenili się królowie? - Słów kilka o polityce dynastycznej Jagiellonów



Dynastia Jagiellonów rządziła w Polsce i na Litwie w latach 1385 – 1572 (z przerwą na Litwie, w latach 1401 – 1440). Poza tym, Jagiellonowie rządzili na Węgrzech (1440 – 1444 oraz 1490 – 1526) oraz w Czechach (1471 – 1526). W rezultacie, przez trzydzieści sześć lat, Jagiellonowie rządzili największym obszarem w Europie, liczącym ponad 2.000.000 km2. Co więcej, Poprzez małżeństwa, Jagiellonowie spokrewnieni byli z Habsburgami, Wazami  polyami. Habsburgowie byli pierwotnie dynastią niemiecką, ale z czasem różne linie tej dynastii rządziły w wielu krajach Europy, żeby wspomnieć tylko ówczesne Niemcy, Austrię, Hiszpanię, państwa włoskie oraz kolonie w obydwóch Amerykach. Wazowie rządzili w Szwecji i w Polsce, a Jan III Waza był siostrzeńcem Zygmunta II Augusta. Zápolyiowie władali Węgrami i Siedmiogrodem, aczkolwiek ród ten wygasł w 1571.

Jagiellonowie mieli więc całkiem rozległe koneksje rodzinne, których stworzenie możliwe było jedynie poprzez odpowiednią politykę małżeńską. Nie na darmo zresztą mowa jest o „polityce małżeńskiej”. Zdecydowana większość małżeństw ówczesnych rodów królewskich, książęcych i szlachecki była ustawiana. Najczęstszym motywem, który kierował doborem małżeństw, nie była wcale miłość, ale właśnie tworzenie koneksji rodzinnych z innymi rodami możnowładców, w celach o charakterze czysto politycznym. Patrząc na przykład Polski, już Mieszko I wziął za żonę córkę króla czeskiego, by związać się sojuszem z Czechami i zneutralizować ich więzi z Wieletami, co umożliwiło pokonanie tych plemion, a jednocześnie uchroniło państwo Polan przed całkowitym dostaniem się pod wpływy niemieckie. Co więcej, jeśli dana dynastia wymarła, to dynastia wżeniona w tę wymarłą mogła liczyć na objęcie tronu w danym kraju. W ten sposób Habsburgowie obieli tron Czech i Węgier po wymarciu tamtejszych gałęzi dynastii Jagiellońskiej. Zresztą nawet dzisiaj, potomkowie dawnych rodów szlacheckich czy królewskich często wyszukują odpowiednich małżonków dla swoich dzieci. Jan Lubomirski-Lanckoroński, potomek sławnego i znaczącego niegdyś rodu szlacheckiego, ożenił się z Dominiką Kulczyk, córką Jana Kulczyka, znajdującego się na liście najbogatszych Polaków. Anna Czartoryska, pochodząca z rody księcia Adama Czartoryskiego, wyszła za mąż za Michała Niemczyckiego, syna Zbigniewa Niemczyckiego, który również jest na liście najbogatszych Polaków. Tak naprawdę to nic innego, jak powrót do dawnej polityki małżeńskiej, choć niewątpliwie znacznie mniejszy nacisk kładzie się teraz na małżeństwa z rozsądku. To już nie te czasy i nie ta mentalność, choć jeśli da się połączyć jedno z drugim, czemu nie? W końcu to nic nowego i wcale nie zostało to wymyślone przez naszych szlachciców i władców, ale przez setki lat było to normą w całej Europie i na całym świecie.

Wracając jeszcze na chwilę do samych Jagiellonów. Wiemy, że ród w linii męskiej wygasł w 1572 roku, wraz ze śmiercią Zygmunta II Augusta. I to właśnie było głównym problemem dynastii Jagiellonów. Można rzec, że mieli niefarta, bo trudno było o męskiego potomka. Niektórzy Jagiellonowie nie żenili się wcale, inni nie doczekali się syna. Zygmunt I Stary miał ośmioro dzieci, ale tylko dwóch synów, z których Olbracht żył tylko kilka godzin po narodzinach w niezwykle trudnych okolicznościach. Dziś pewnie zostałby uratowany, ale pamiętajmy, że mówimy o czasach, gdy o inkubatorach i współczesnej opiece medycznej mogli śnić nawet królowie, a i tak raczej byliby w stanie wyśnić tego ówcześni uczeni. Tym samym, cudem się wydaje to, że dynastia przetrwała niemal dwieście lat, choć pewnie do dziś można znaleźć ludzi, których rodowód można wyprowadzić do któregoś z Jagiellonów, zwłaszcza w jednym z krajów, w których członkowie rodów panujących zawarli związek małżeński z Jagiellonami. A trzeba też wspomnieć o wszelkich związkach morganatycznych, czyli pozamałżeńskich. Dzieci z tych związków nie miały wówczas praw do tronu, nazwiska czy innych dóbr, które można było odziedziczyć. Wciąż jednak stanowiły przedłużenie rodu, choć nieuznawanie oficjalnie.

Tak czy siak, w wyższych sferach kręciło się wówczas wszystko wokół polityki, koneksji rodzinnych i powiększania majątku. Trochę to przypomina czasy nam współczesne, prawda?

czwartek, 2 stycznia 2014

Chrzest a sprawa polska

Niemal 1050 lat temu doszło do przełomowego momentu w historii naszego kraju – przyjęcia chrztu przez Mieszka I. Niektórzy mówią, że było to oddanie Polski w niewolę kleru i zdradą wiary ojców. Decyzja ta nie powinna była się zdarzyć, przynajmniej w opinii osób buntujących się przeciwko Kościołowi. W tamtych czasach patrzono jednak nieco inaczej na tę sprawę, bo okoliczności były zupełnie inne.

Oceniając decyzję Mieszka I trzeba wziąć pod uwagę ówczesny kontekst. Polska narażona była na ataki ze strony sąsiadujących z nim państw chrześcijańskich, gdyż była państwem pogańskim. Stanowiło to doskonały pretekst do łupieżczych wypraw skierowanych na terytorium Polski, a także do rozszerzenia obszaru własnego państwa kosztem Polski. W szczególności cesarz był zainteresowany kolonizacją terenów na wschodzie, co chciał osiągnąć przez stworzenie arcybiskupstwa magdeburskiego dla obszarów słowiańskich. W najlepszym wypadku, doprowadziłoby to do uzależnienia Polski od wpływów cesarskich, a Mieszko I zamierzał nie dopuścić do takiej sytuacji.

Przyjęcie chrztu przez Mieszka I było ruchem, który wciągnął Polskę w orbitę państw chrześcijańskich. Chroniło to państwo przed atakami motywowanymi rzekomą chęcią krzewienia wiary, która stanowiła jedynie pretekst do poszerzania swoich terytoriów. Ponadto, Mieszko I stał się partnerem w rozmowach dla innych władców chrześcijańskich. Co prawda, jako książę miał formalnie rzecz biorąc słabszą pozycję niż królowie, którzy zaś ustępowali prestiżem cesarzowi, ale był uznawany za osobę, z którą warto rozmawiać.

Poza tym, chrzest był ważny również z czysto organizacyjnego punktu widzenia. Księża byli jednymi zniewielu osób na terenie ówczesnej Polski, które potrafiły czytać i pisać. Wspierali więc administrację państwową, zwłaszcza, że parafie obejmowały coraz większy obszar. Trzeba też pamiętać, że księża znali łacinę, która stanowiła wówczas język używany w stosunkach międzynarodowych. Przyniesiona przez nich znajomość nowych technik uprawiania roli (dwupolówka, melioracja terenów podmokłych) poprawiła efektywność polskiego rolnictwa, stanowiąc element wzmacniający gospodarkę państwa. Ponadto, wspólna wiara w Jedynego Boga usuwała różnice plemienne, które wynikały z różnorodnych wierzeń pogańskich, co prowadziło do łatwiejszego zjednoczenia wspólnot plemiennych w jeden organizm polityczny. Chrzest Polski był więc czysto polityczną decyzją.

Dlaczego przyjęto chrzest akurat przy pośrednictwie Czech? To również kwestia polityki. Mieszko I starał się uzyskać wszelkimi sposobami niezależność od Cesarstwa. Przyjęcie misjonarzy pochodzących z Cesarstwa stanowiłoby powód do ingerencji w wewnętrzne sprawy Polski, gdyż biskupi byli wybierani w wielu wypadkach przez władców. Było to szczególnie częste właśnie w Cesarstwie, gdyż cesarz uważał, że jego władza jest wyższa niż papieża. To zaś doprowadziło w rezultacie do sporu o inwestyturę między papieżem Grzegorzem VII a królem Henrykiem IV. Władcy niemieccy niewątpliwie wykorzystaliby okazję i wymuszaliby nominację biskupów, którzy mogliby jednocześnie być szpiegami i donosić o tym, co dzieje się w Polsce. Mieszko chciał tego uniknąć, a jednocześnie doprowadzić do sojuszu Polski z Czechami, którzy w tamtym czasie pozostawali w sojuszu z Wieletami, sprawiającymi sporo problemów Polsce. Przyjęcie chrztu za pośrednictwem Czech doprowadziło do sprowadzenia do Polski biskupa Jordana i utworzenia biskupstwa w Gnieźnie, które bezpośrednio podlegało Rzymowi, oraz do małżeństwa Mieszka I z Dobrawą, córką władcy Czech, co przypieczętowało sojusz między tymi krajami.

Pozostaje jeszcze pytanie – jak to było z szerzeniem chrześcijaństwa w Polsce? O roku 966 należy myśleć jako o symbolicznej dacie. Wtedy ochrzcił się Mieszko I wraz z dworem. Chrystianizacja całego kraju zajęła jednak kilka wieków. Pogańskie zwyczaje utrzymywały się bardzo długo, szczególnie na wsiach, a te przecież dominowały w krajobrazie ówczesnej Polski. Nie było też samochodów, telefonów, telewizji, komputerów, Internetu – tego wszystkiego, bez czego my nie wyobrażamy sobie życia. Tym samym, tempo rozchodzenia się wieści było bardzo ograniczone. Musiało minąć kilka miesięcy, by same wieści o chrzcie dotarły do wszystkich mieszkańców, a całe lata nim pozakładano wszędzie parafie i księża mogli nawrócić mieszkańców. A należy też pamiętać o tym, że ludzie przyzwyczajeni do dawnych wierzeń byli dość oporni w przyjmowaniu nowej wiary. Wiele musiało wody upłynąć w Wiśle nim chrześcijaństwo przeważyło nad pogaństwem.

Dobrze tę sytuację obrazują późniejsze oskarżenia Zakonu Krzyżackiego wobec Jagiełły, Polski i Litwy. Twierdzili oni, że chrzest Jagiełły i Litwy to tylko pozory, a Polska sprzymierzyła się z poganami. Pomimo propagandowego charakteru tych oskarżeń, Krzyżacy mieli sporo racji, gdyż większość Litwinów przez długie lata po chrzcie pozostało poganami. Tak samo było z Polską kilkaset lat wcześniej.

środa, 1 stycznia 2014

Wpis noworoczny, a jednocześnie organizacyjny :)



Witajcie!

Pierwszy dzień nowego roku to nowe wyzwania i nowe przedsięwzięcia. Czas więc to doskonały, by rozpocząć naszą przygodę z Historią, bowiem miniony rok stał się kilkanaście godzin temu historią. Niniejszym wpisem zaczyna swoją działalność blog o lekkim zabarwieniu historycznym, „Na tropie Historii”

Przed nami czas pełny wspaniałych wydarzeń, ale i okazji, aby odbyć krótszą lub dłuższą wyprawę w przeszłość. Czego możecie się spodziewać? W pierwszej kolejności tego, co najważniejsze – ciekawych wpisów o różnorodnej tematyce historycznej. Chciałbym przekazać Wam jak największą dawkę wiedzy historycznej w jak najciekawszy sposób. Pojawiać się więc będą także obrazki, zdjęcia i inne materiały graficzne. Możecie też liczyć na reportaże z rekonstrukcji historycznych i opisy miejsc wartych odwiedzin.

Ale nie samymi wpisami żyje człowiek. W planach mam również konkursy związane oczywiście z historią. W zamyśle, konkursy powinny odbywać się co najmniej raz w miesiącu, a wśród nagród będą książki, filmy, wejściówki i inne ciekawe rzeczy. Nie wątpię, że warto będzie włożyć nieco wysiłku w przygotowanie prac konkursowych :)

Dużo zależy jednak od Was, Czytelnicy, a w szczególności od tego, ilu Was będzie i jak często będziecie odwiedzać bloga. Szerzcie więc słowo o blogu i sami wchodźcie na niego kilka razy w tygodniu, by być na bieżąco z nowymi wpisami. Te zaś powinny pojawiać się trzy lub cztery razy w tygodniu.

Aby rozwiać wątpliwości, blog „Na tropie Historii” jest blogiem komercyjnym. Oznacza to, że Wy nic nie płacicie za czytanie wszystkich wpisów na blogu ( dla Czytelników jest on darmowy ), ale będą pojawiać się wpisy o charakterze reklamowym, które będą opłacone przez reklamodawców. Ponadto, na bloga patrzę nie tylko jako osoba, która interesuje się historią, ale także jako broker informacji. Jeśli więc potrzebujecie informacji, której nie ma na blogu, możecie się ze mną skontaktować i zlecić mi jej uzyskanie, za odpowiednią opłatą.

W tej, a także w każdejj inne sprawie, która wiąże się z blogiem „Na tropie Historii”, możecie się ze mną skontaktować śląc e-maila na natropiehistorii@gmail.com. Czekam na Wasze pomysły i opinie!

Zapoznajcie się więc z obowiązującym regulaminem i do dzieła!

PS. Oby ten rok był naprawdę udany dla nas wszystkich!

Regulamin bloga "Na tropie Historii"



REGULAMIN BLOGA „NA TROPIE HISTORII”

I ZASADY OGÓLNE

  1. Użytkowanie bloga „Na tropie Historii” nie wymaga rejestracji.
  2. Użytkowanie bloga „Na tropie Historii” jest bezpłatne.
  3. Użytkownicy bloga „Na tropie Historii” zobowiązani są do kulturalnego zachowania i okazywania szacunku innym użytkownikom.
  4. Używanie wulgaryzmów jest niedopuszczalne.
  5. Obrażanie innych użytkowników jest niedopuszczalne.
  6. Propagowanie wszelkich treści lub działań niezgodnych z prawem polskim jest niedozwolone, a wszelkie takie sytuacje zgłaszane będą na policję.
  7. Użytkownicy mają prawo do komentowania wpisów i dyskutowania z innymi użytkownikami bloga w ramach obowiązującego prawa.
  8. Użytkownicy, korzystając z bloga, akceptują zapisy poniższego regulaminu i zobowiązują się do jego przestrzegania.

II PORTALE SPOŁECZNOŚCIOWE

  1. Użytkownicy bloga „Na tropie Historii” mogą także korzystać z oficjalnego profilu bloga na Facebooku, który dostępny jest pod adresem https://www.facebook.com/pages/Na-tropie-Historii/689148531119659?ref=stream
  2. W tej chwili nie są prowadzone inne profile na portalach społecznościowych. Jeśli zostaną utworzone przez autora bloga, poinformuje on o tym na blogu oraz na pozostałych istniejących profilach na innych portalach społecznościowych.
  3. Na oficjalnych profilach bloga  na portalach społecznościowych obowiązują te same zasady, co na blogu.

III KORZYSTANIE Z MATERIAŁÓW

  1. Wszystkie materiały publikowane na blogu „Na tropie Historii” są dostępne dla jego użytkowników.
  2. Korzystanie z materiałów dostępnych na blogu „Na tropie Historii” w celach o charakterze niekomercyjnym dozwolone jest nieodpłatnie, z zastrzeżeniem, że należy każdorazowo podać źródło, z którego pochodzą materiały.
  3. Wykorzystanie materiałów dostępnych na blogu „Na tropie Historii” w celach komercyjnych możliwe jest tylko za zgodą autora bloga. Może, ale nie musi, zażądać opłaty za ich komercyjne wykorzystanie. Każdorazowa należy podać źródło, z którego pochodzą materiały.

IV REGULAMIN KONKURSÓW

  1. Konkursy organizowane są przez autora bloga „Na tropie Historii”.
  2. Uczestnikiem konkursu może być każdy Czytelnik bloga.
  3. Osoby niepełnoletnie, biorące udział w konkursie organizowane przez autora bloga „Na tropie Historii”, muszą uzyskać zgodę opiekuna prawnego. Przesłanie pracy konkursowej przez osobę niepełnoletnią jest równoznaczne z potwierdzeniem uzyskania zgody opiekuna prawnego.
  4. Autorzy prac konkursowych oświadczają, że są autorami nadesłanej pracy. Wykrycie plagiatu oznacza dyskwalifikację zgłoszonej pracy i skierowanie sprawy do odpowiednich organów. Popełnienie plagiatu nie dyskwalifikuje autora z uczestnictwa w innych konkursach.
  5. Jeśli jest to przewidziane w postanowieniach konkursu, jeden autor może nadesłać kilka prac. W takiej sytuacji tylko jedna praca danego autora może zostać nagrodzona.
  6. Jeśli jest to przewidziane w postanowieniach danego konkursu, praca może zostać stworzona przez kilku współautorów. Nagroda wysłana zostanie na adres szefa zespołu. Podział nagrody dokonywany jest przez współautorów.
  7. Konkursy mogą dotyczyć różnych obszarów tematycznych i przyjmować różną formę.
  8. Nagrody określane są każdorazowo przy ogłoszeniu danego konkursu.
  9. Nagrody pozyskiwane są przez autora bloga lub pochodzą od sponsorów.
  10. Wszyscy uczestnicy konkursu muszą zamieścić w zgłoszeniu klauzulę, w której wyrażają zgodę na przetwarzanie danych osobowych w zakresie niezbędnym do przeprowadzenia konkursu, ogłoszenia zwycięzców oraz przesłania nagród. Dane osobowe nigdy i w żadnym nie będą przekazywane osobom lub podmiotom trzecim. Dane osobowe są gromadzone tylko na czas realizacji danego konkursu. Jeśli osoba wygra nagrody w różnych konkursach, za każdym razem musi podać swoje dane osobwe.

V REKLAMA NA BLOGU „NA TROPIE

  1. Reklama na blogu „Na tropie Historii” może przyjąć następujące formy:
    • Sponsoring konkursów
    • Recenzja / opis dostarczonych produktów
    • Reklamy Google AdSense / AdWords
    • Wpisy sponsorowane
    • Kampania promocyjna
  2. Nagrody na konkursy dostarczane przez sponsorów powinny być powiązane z tematem bloga.
  3. Treść wpisów sponsorowanych może być dostarczona przez reklamodawcę lub przygotowana przez autora bloga.
  4. Recenzja z definicji jest subiektywnym sądem autora. Autor bloga „Na tropie Historii” zastrzega sobie prawo do wyrażenia własnej opinii o recenzowanym produkcie lub usłudze, niezależnie od tego, czy otrzymał jakiekolwiek wynagrodzenie za przeprowadzenie recenzji.
  5. Opis produktów musi być zgodny z rzeczywistością i nie może wprowadzać w błąd Czytelników bloga.
  6. Długość i forma kampanii promocyjnej jest uzgadniana indywidualnie.
  7. Cena reklam na blogu uzgadniana jest indywidualnie dla każdego reklamodawcy. Głównymi czynnikami decydującymi o cenie jest rodzaj reklamy, czas trwania kampanii reklamowej oraz średnia liczba regularnych unikatowych odwiedzin bloga na przestrzeni ostatnich trzech miesięcy.
  8. Autor bloga „Na tropie Historii” zastrzega sobie prawo do odmówienia prowadzenia kampanii reklamowej, w szczególności gdy:
    • Produkt lub usługa nie jest związana z historią
    • Przedsiębiorstwo nie działa w branży związanej z historią
    • Produkt lub usługa nie pasują do ogólnej koncepcji bloga
  9. Reklama w komentarzach jest zabroniona. Komentarze zawierające materiały promocyjne ( w tym linki do reklamowanych stron ) będą usuwane.
  10. Reklama na blogu bez zgody jego autora jest niedozwolona. Wszelkie związane z nią wpisy będą usuwane.
  11. Reklama na profilu „Na tropie Historii” na Facebooku czy innych mediach społecznościowych bez zgody autora bloga jest zabroniona. Wszelkie niezgodne z tym punktem wpisy na profilach będą kasowane.
  12. Wszystkie wpisy reklamowe są wyraźnie oznaczone. Jeśli nie ma we wpisie stosownego oznaczenia, oznacza to, że podjąłem się opisu / recenzji / wspominek o czymś na własną rękę, samodzielnie kupując dany produkt lub usługę.

VI POSTANOWIENIA KOŃCOWE

  1. Regulamin bloga „Na tropie Historii” może zostać zmieniony jedynie przez osobę prowadzącą bloga.
  2. Aby zmiany weszły w życiu, należy ogłosić je na blogu oraz na oficjalnych profilach na portalach społecznościowoych
  3. Jeśli ogłoszenie o zmianach w regulaminie nie mówią inaczej, zmiany wchodzą w życie trzy dni po ich ogłoszeniu.