Kilka dni temu, na profilu „Na tropie Historii” na ask.me (
http://www.ask.fm/natropiehistorii) zapytano mnie o to, co by było, gdyby nie było rozbiorów Polski.
Odpowiedziałem wtedy, że być może Polska byłaby mocarstwem ogólnoświatowym i
obiecałem omówić ten wątek nieco szerzej w ramach wpisu na blogu. Tak oto
zrodził się poniższy wpis. Jest to nieco dłuższa historia niż zwykle, więc
przygotujcie się na kilka minut czytania :)
Zacznijmy więc od przyczyn rozbiorów Polski. Niewątpliwie
było ich kilka. Zwróćmy najpierw uwagę na przyczyny wewnętrzne. Trzeba zacząć
od ustroju Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Była to monarchia elekcyjna, w
której władca wybierany był przez ogół szlachty. Jednakże, z powodu
rozwarstwienia majątkowego szlachty, był to system mało efektywny. Bardzo
często wybierany był bowiem król, który odpowiadał potrzebom najpotężniejszego
w danej chwili rodu magnackiego. Magnaci, będąc najbogatszą grupą szlachecką,
posiadali ogromne wpływy. Bardzo często wybierani byli na najważniejsze
stanowiska w państwie (hetmani, senatorowie, marszałkowie). Tworzyli również
stronnictwa, które skupiały ich zwolenników, zwłaszcza spośród drobnej
szlachty, która w zamian za kreski (głosy na sejmie) otrzymywała opiekę od
możniejszego członka stanu. Był to system klientalny, w którym patroni (bogaci
i wpływowi magnaci) opiekowali się klientami (biedniejsza szlachta),
oczekując od nich bezwzględnego poparcia. Stanowiło to wypaczenie demokracji
szlacheckiej, przypominające bardziej system feudalny niż demokratyczny, ale
sorry, taki mieliśmy wówczas klimat polityczny.
Co więcej, konstytucja nihil novi (łac. nic nowego)
uchwalona w 1505 roku zabraniała królowi podejmowanie decyzji bez zgody
szlachty, za wyjątkiem spraw dotyczących Żydów, lenn, górnictwa, miast
królewskich i chłopów z ziem królewskich. Wzmacniało to znacząco pozycję
szlachty w procesie podejmowania decyzji o wadze państwowej, a w połączeniu z prawem
do zgłoszenia liberum veto (łac. wolne, nie pozwalam), które zrywało obrady
całego sejmu i unieważniało jego uchwały, nawet jeżeli zgłosił je tylko jeden
poseł, prowadziło często do postępującego paraliżu i osłabienia polskiego
państwa. Doskonałym przykładem tego są niewykorzystane zwycięstwa przeciwko
kozakom czy Szwedom, gdyż szlachta nie zgadzała się na uchwalenie lub
utrzymanie podatków, które byłyby przeznaczone na utrzymanie zawodowego wojska
i kontynuowanie wojen. Co więcej, elekcyjni władcy pochodzący z innych państw
często przedkładali swoje prywatne interesy nad dobro rządzonego przez nich
kraju. Na przykład, decyzje Zygmunta III Waza, który starał się odzyskać tron
szwedzki, doprowadziły do wyniszczających wojen ze Szwecją.
W rezultacie, ówczesne państwo polskie stało się niemal
bezradne wobec ingerencji potężniejszych sąsiadów. Te zaś korzystały z
istniejącej szansy jak mogły. Szwecja zabrała Polsce część Inflant w 1630 roku.
Na mocy rozejmu andruszowskiego z 1667 roku, Rosja odebrała Polsce lewobrzeżną
Ukrainę. W XVIII wieku, Rosja narzuciła Polsce protektorat, jawnie wtrącając
się w wewnętrzne sprawy naszej Ojczyzny. W rezultacie, została ona rozszarpana
przez Rosję, Prusy i Austrię w trzech etapach – I rozbiorze w 1772 roku, II
rozbiorze w 1792 roku i III rozbiorze w 1795 roku. Był to, z punktu widzenia
zaborców, naturalny tok działania, gdyż osłabione w wyniku wewnętrznych
problemów państwo jest znacznie łatwiejszym celem ataku niż silne państwo,
zwłaszcza o takim potencjale ludnościowym jak Polska przed rozbiorami.
Od lat istnieje spór, które z tych przyczyn są
najważniejsze. Ja uważam, że wszystkie były równie ważne, a jedne wynikały z
drugich. Osłabiona od wewnątrz Polska została zniszczona przez zewnętrzne siły,
ale i te ingerowały w sprawy Polski, często prowokując bunty szlachty lub
wymuszając decyzje, które prowadziły do pogłębienia paraliżu państwa.
Czy można było uniknąć rozbiorów? Po fakcie łatwo jest
oceniać, ale uważam, że tak. Gdyby ustrój Polski dawał większą swobodę działania
władcom lub też szlachta przedkładała interesy Ojczyzny ponad własne,
dostrzegając, że silne państwo byłoby i dla nich korzystne w dłuższej
perspektywie czasu, można byłoby uniknąć osłabienia Polski. Nasze państwo było
jednym z najsilniejszych graczy w Europie jeszcze w drugiej połowie XVI wieku.
Sto pięćdziesiąt lat po śmierci króla Zygmunta II Augusta, stało się marionetką
w rękach innych państw. Trudno więc nie dostrzec wpływu ambicji szlachty i
manipulacji sąsiadów na losy Polski. Gdyby tego uniknięto, Polska byłaby bardzo
silnym i trudnym do pokonania państwem.
Poza tym, warto przyjrzeć się sytuacji na arenie
międzynarodowej. W zaledwie dwa lata po zniknięciu Polski z mapy świata,
Napoleon Bonaparte zaczął święcić triumfy we Włoszech. W 1799 został obrany I
konsulem, a w 1804 cesarzem Francuzów. Na przestrzeni kolejnych 10 lat od
objęcia władzy we Francji jako cesarz, odnosił liczne zwycięstwa nad armiami
Prus, Austrii, Rosji, czyli zaborców Polski, i innych sprzymierzonych z nimi
państw. Wymusił wiele zmian i podporządkował sobie większość istniejących
wówczas krajów Europy. Utworzył również Księstwo Polskie, które przetrwało do
1815 roku. Gdyby Napoleon żył i dokonał tego, co zrobił, pięćdziesiąt lat
wcześniej, Polska zapewne sprzymierzyłaby się z Francją i uniknęła swego
smutnego losu. Ewentualnie, gdyby nie katastrofalna w skutkach kampania Bonapartego
przeciwko Rosji carskiej, udałoby się zachować Księstwo Polskie i być może
rozszerzyć jego granice do rozmiarów Polski sprzed rozbiorów i przywrócić
naszemu państwu jego dawną świetność.
Inną opcją pozwalającą na uniknięcie rozbiorów byłaby zgoda
Zygmunta III Wazy na to, by Władysław Waza przeszedł na prawosławie i został
carem Rosji. Taką propozycję złożyli bojarowie rosyjscy, gdy polskie wojska
zajęły Moskwę, ale Zygmunt III Waza zażądał tronu dla siebie. Gdyby została ona
przyjęta, a dynastia rządziłaby Rosją mądrze przez kolejne pokolenia, nie tylko
zagrożenie z jej strony zostałoby zniwelowane, ale zdobylibyśmy cennego
sojusznika. Krótko mówiąc, przy odrobinie rozsądku i szczęścia, nikt w Europie
nie mógłby nawet pomarzyć o tym, by nam podskoczyć.
Co by było, gdyby dało się uniknąć rozbiorów?
Sprawnie rządzone państwo o takich rozmiarach, jak Polska,
byłoby niewątpliwie jedną z największych potęg Europy lub świata. Nie chcę
tutaj szafować konkretnymi wizjami możliwych scenariuszy, gdyż jest ich bardzo
wiele. Można jednak przypuszczać, że w przypadku pozytywnego układu sojuszy
politycznych i mądrych decyzji władców Polski, zdobylibyśmy tereny dawnych Prus
Książęcych (których zresztą nie należało oddawać w lenno Albrechtowi
Hohenzollernowi, tylko inkorporować do obszaru Polski, jak to zostało uczynione
z obszarem Prus Królewskich) oraz Inflanty. Co więcej, myślę, że moglibyśmy
się też pokusić o podbój małych państewek w Prusach, zwłaszcza, gdybyśmy
dogadali się z Cesarstwem Austriackim, które również borykało się z
wewnętrznymi problemami. Posiadając silna flotę, moglibyśmy uzyskać dominację
na Morzu Bałtyckim i kontrolować szlaki handlowe, które się na nim znajdowały.
W ten sposób wzmocniłaby się gospodarka Polski, a być może udałoby się zdobyć
również tereny Skandynawii, gdyż Szwecja była już jedynie cieniem dawnej
siebie, zaś Dania i Norwegia nie były szczególnie groźnymi przeciwnikami.
Jako jedna europejskich potęg decydowalibyśmy o ważnych
sprawach politycznych w całej Europie lub nawet na całym świecie. Jeśli nawet
odbyłoby się coś na kształt kongresu wiedeńskiego, to my rozdawalibyśmy na nim
karty i moglibyśmy sporo ugrać dla siebie. Możliwe też, że udałoby się uniknąć
zamieszania związanego z powstającymi w połowie XIX ruchami narodowymi, o ile
tylko Wielka Rzeczpospolita byłaby tolerancyjnym państwem.
Również pod względem gospodarczym, Polska mogłaby się
swobodnie rozwijać. Z historii wiemy, że po odzyskaniu niepodległości w 1918
roku, istniały kolosalne różnice choćby w rozwoju infrastruktury na byłych
ziemiach poszczególnych zaborów. W dawnym zaborze pruski, bardzo dobrze
rozwinięty był przemysł i infrastruktura transportowa (koleje i drogi). W
zaborze austriackim był gorzej, ale wciąż sensownie, choć o tych ziemiach
sarkastycznie mówiono jako o Królestwie Golicji i Głodomerii (złośliwa parodia
oficjalnej nazwy – Królestwo Galicji i Lodomerii). Najgorsza sytuacja pod tym
względem była w zaborze rosyjskim. Gdyby nie rozbiory, obszary te rozwijałyby
się w miarę równomiernie, na ile oczywiście pozwalałyby lokalne zasoby, a na
pewno zadbano by o dobre połączenia drogowe i kolejowe.
Co do bardziej odległych w czasie skutków, jak choćby
kwestii I wojny światowej, wolałbym się nie wypowiadać. Im dłuższa bowiem
perspektywa czasu, tym więcej zmiennych w chodzi w grę. Wystarczyłoby de facto
kilku nieudolnych władców bądź jakiś większy bunt szlachty lub wojska, by największa
nawet potęga legła w gruzach. Poza tym, rozwój sytuacji politycznej w Europie
mógłby okazać się niekorzystny dla nas, a tym samym moglibyśmy zachować
niezależność i umocnić nieco naszą pozycję na arenie międzynarodowej, ale wcale
nie musielibyśmy stać się mocarstwem. Żeby przedstawić w sensowny sposób
alternatywny scenariusz historii, trzeba by tak naprawdę napisać całą książkę,
a i tak przecież poruszyłoby się jedynie jedną z wielu możliwości.
Podsumowując, ja byłbym raczej umiarkowanym optymistą, jeśli
chodzi o losy naszego państwa, gdyby uniknęło ono rozbiorów. Przy założeniu
wzmocnienia wewnętrznego i usprawnienia administracji, miałoby ono duże szanse
na przetrwanie w niezmienionym stanie do dnia dzisiejszego. Uważam, że
bylibyśmy we współczesnych nam czasach o wiele ważniejszym partnerem w
rozmowach międzynarodowych i mielibyśmy większy wpływ na to, co dzieje się
dzisiaj. Z drugiej strony, należy pamiętać o tym, że zmiana jednego ważnego
wydarzenia z przeszłości miałaby kolosalny wpływ na sytuację w całym regionie
lub nawet na całym świecie. Przecież, jako silne państwo, moglibyśmy w sojuszu
z cesarstwem austriackim wyprawić się na Turcję, a później zdobyć zachodnią
część Imperium Rosyjskiego. Ono, osłabione przez wojnę z nami, mogłoby zostać wchłonięte
przez Chiny, które zdominowałyby wtedy Azję. To zaś doprowadziłoby do całkiem
innej rzeczywistości niż ta, którą znamy w naszej linii czasu. Ale to jest
właśnie urok gdybania. Można sobie wyobrazić zupełnie inną mapę polityczną
świata i zastanawiać się, jakby potoczyły się w takiej sytuacji losy świata. Z
drugiej strony, marzenia o Wielkiej Rzeczpospolitej to co najwyżej przyjemny
sen, bo musiałoby się stać coś naprawdę niesłychanego, by w pokojowy sposób
udało się włączyć teren innego państwa do Polski, a wojna bez ingerencji sił
międzynarodowych wydaje się być niemożliwa i w najlepszym wypadku
doprowadziłaby do izolacji Polski na arenie międzynarodowej.
Poniższa mapa pochodzi z serwisu "Wielka Rzeczpospolita" (http://www.wielkarzeczpospolita.net/modul.php?akcja=info&pokaz=mapapolski). Wszystkie obszary zaznaczone na czerwono to tereny posiadane przez fikcyjną Wielką Rzeczpospolitą w 2064 roku. To tak à propos optymizmu w pisaniu alternatywnych scenariuszy historycznych :)